Przed zbliżającą się 70. rocznicą zakończenia II wojny światowej prezydent Putin, przywódca państwa współodpowiedzialnego za wybuch najbardziej krwawego konfliktu w historii ludzkości, stara się bagatelizować fakty, które doprowadziły do faktycznego IV rozbioru Polski. Przypomnijmy, że oficjalnie pakt o nieagresji, jakim rzekomo był układ podpisany przez Joachima von Ribbentropa i Wiaczesława Mołotowa, w rzeczywistości dotyczył podziału terytorium niepodległego państwa, jakim w sierpniu 1939 roku wciąż była II Rzeczpospolitej i z tego powodu był sprzeczny z wszelkimi międzynarodowymi konwencjami. Putin wydaje się jednak nie dostrzegać zdradzieckiego charakteru układu i broni Józefa Stalina, zrzucając winę za zawarcie paktu Ribbentrop-Mołotow na... Francję oraz Wielką Brytanię i zawarty przez te państwa układ monachijski z Niemcami, który sankcjonował aneksję Czechosłowacji w 1938 roku. "Przywódcy sowieccy mieli przeczucie, że celem układu w Monachium nie był podział Czechosłowacji, ale izolowanie Związku Sowieckiego i przesunięcie agresji Hitlera na wschód" - przekonuje prezydent Rosji. Jak tłumaczy Putin, Stalin musiał podpisać układ sankcjonujący agresję na Polskę i podział jej terytorium, by "zabezpieczyć interesy" Rosji Sowieckiej. "Ludzie twierdzą, że ten układ był okropny? A co jest okropnego w tym, że Związek Sowiecki chciał uniknąć walki?" - powiedział, jakby zapominając, że 17 września 1939 roku Armia Czerwona zaatakowała II Rzeczpospolitą.