Rzecznik kanału pierwszego telewizji rosyjskiej tłumaczył w środę, że "Olympus Inferno" to "coś jakby filmy o (Jasonie) Bourne'ie", bohaterze trylogii wzorowanej na powieściach Roberta Ludluma. Film opowiada historię amerykańskiego entomologa i rosyjskiej dziennikarki, którzy przypadkiem stają się świadkami początku wojny, a ich kamera nagrywa dowody rozpoczęcia konfliktu przez Gruzję. Dostępne w internecie fragmenty najnowszej rosyjskiej fabularnej interpretacji wydarzeń z sierpnia 2008 roku ukazują młodych bohaterów kryjących się przed ogniem karabinów, wybuchami i wymachującym bronią gruzińskim oficerem. Telewizyjną premierę zapowiedziano na 29 marca. Film najprawdopodobniej znów ożywi dyskusje między Moskwą a Tbilisii na temat tego, kto rzeczywiście wywołał pięciodniowy konflikt o Osetię Południową. Gruzja i Rosja nie utrzymują stosunków dyplomatycznych. Reżyser Igor Wołoszyn podkreśla, że jego dzieło powinno się postrzegać tylko i wyłącznie jako film akcji o dwójce młodych ludzi, którzy znaleźli się na wojnie. - Dyskusje będą... Źli Rosjanie, czy źli Gruzini, ale to tylko film. Powinno się na to patrzeć, jak na film, jak na dzieło sztuki, tak jak ja to robię - powiedział agencji Reutera. - Ludzie uwielbiają oglądać filmy takie, jak "Czas Apokalipsy", majstersztyki o wojnie w Wietnamie. Hollywoodzkie dzieła sztuki. I nikt nie pamięta, że bohaterowie tych filmów najechali na Wietnam i spalili go napalmem - z jakiegoś powodu o tym zapomniano - podkreślił. Dodał, że historia jasno ukazuje, kogo należy winić za ubiegłoroczną wojnę: "Jeśli patrzy się na fakty dotyczące konfliktu, na to, kto go wywołał, to była to Gruzja".