"Wizyta Romneya przyniosła Polsce chwilowy - ale to też cenne - rozgłos na świecie. Fakt, że pojawiliśmy się na pierwszych stronach gazet, jest po prostu dobrą reklamą naszego kraju. Im więcej wizyt ważnych polityków, tym lepiej dla kraju" - uważa amerykanista z Uniwersytetu Warszawskiego prof. Zbigniew Lewicki. "Było to niewątpliwie potrzebne, udane, dobre wydarzenie, ale bez żadnych fajerwerków i sensacji. To po prostu była profesjonalna wizyta, chociaż pozbawiona jakichkolwiek elementów wyjątkowości" - dodaje. Amerykanista zaznacza, że "wizyta w Polsce była bledsza niż w Izraelu czy Wielkiej Brytanii". Dlaczego? Zabrakło kontrowersji. "Ale taka jest cecha dobrze zorganizowanych, poprawnych wizyt, że przebiegają bez wielkich sensacji, na tym polega profesjonalizm" - podkreśla. Darmowa promocja Polski? Szef Rady Gospodarczej przy premierze, były premier Jan Krzysztof Bielecki zwraca uwagę na fakt, że kandydatowi na prezydenta USA towarzyszy 40 dziennikarzy, a "Polacy po raz któryś z rzędu mogą z innego, amerykańskiego źródła dowiedzieć się, że nasza gospodarka się podwoiła przez 20-lecie". "Gubernator mówił też do swoich rodaków: 'Patrzcie na Polskę, bo to jest ciekawy kraj'. Dla mnie jest to bardzo dużo. Przy tej okazji my swoje wygrywamy" - dodał. Według Bieleckiego to "kolejne pokazanie miejsca naszego kraju w Europie, pokazanie Polski jako kraju sojuszniczego, kraju, który stoi na wartościach wolności i demokracji, o które biliśmy się 25 lat temu". Przemówienie kurtuazyjne z elementami kampanii "To było przemówienie symboliczne, kurtuazyjne. Mówił miłe, dobre rzeczy o Polsce. Było też takie przesłanie dla polityki wewnętrznej, bo mowa o tym, że nie pożycza się więcej niż można oddać, to tak naprawdę przesłanie do wyborcy amerykańskiego" - ocenił szef Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych Marcin Zaborowski. "To, że nas chwali, naszą metodę walki z kryzysem, wskazuje również, że taka metoda powinna być również stosowana w Stanach Zjednoczonych. Trochę mu nie wypadało mówić o planach, bo jeszcze jest w takim momencie kampanii, że byłoby to źle odebrane" dodał. "Daliśmy się rozegrać jak dzieci" "Romney przegra jesienią wybory i więcej o nim nie usłyszymy, a ta wizyta będzie miała takie znaczenie, że Barack Obama pomyśli: 'To tacy jesteście, przyjmowaliście Romneya jak króla - prezydent, premier, Wałęsa, prasa śledziła to od rana do wieczora'" - uważa szef Ośrodka Studiów Amerykańskich na Uniwersytecie Warszawskim prof. Bohdan Szklarski. Zdaniem Szklarskiego "zagraliśmy va banque na porażkę Obamy". "Romney po powrocie do USA zmontuje sobie filmiki z Wałęsą i opublikuje je na swojej stronie internetowej, a jesienią wplecie je w swoją reklamówkę wyborczą, łącznie z uściskami dłoni Davida Camerona i Benjamina Netanjahu, co będzie miało pokazać, że on jest mężem stanu, gotowym do bycia prezydentem. Tylko do tego jesteśmy mu potrzebni" - dodaje. W krytyce Szklarskiego pojawia się również opinia, że "Daliśmy się rozegrać jak dzieci i obstawiliśmy złego konia".