Jest to coś, z czym Obama nie musiał się mierzyć w pierwszych dwóch latach pierwszej kadencji - ocenił w rozmowie Bartosz Wiśniewski. Oprócz prezydenta, Amerykanie wybierali we wtorek również Kongres - całość składu Izby Reprezentantów i jedną trzecią Senatu. W izbie niższej większość utrzymali Republikanie, a w Senacie Demokraci, co - według ekspertów - grozi utrzymaniem patu legislacyjnego w USA i dalszymi starciami z prezydentem-Demokratą, jeśli nie zostanie podjęta ponadpartyjna współpraca. - Obama będzie musiał współpracować z większością republikańską w Izbie Reprezentantów - podkreślił Wiśniewski. Zwrócił przy tym uwagę, że przed Stanami Zjednoczonymi stoją olbrzymie wyzwania w dziedzinie polityki budżetowej i gospodarczej. - Obama będzie musiał otworzyć się na konkurentów politycznych - powtórzył ekspert. - Ma ku temu mandat. Pytanie, czy jest tym przywódcą, który rzeczywiście ma recepty, żeby Amerykę wyprowadzić na prostą w kwestiach gospodarczych". Odnosząc się bezpośrednio do wyników wyborów, Wiśniewski zwrócił uwagę, że "Ameryka jest na tyle podzielonym społeczeństwem, na tyle podzielonym krajem, że trudno o zdecydowane zwycięstwa rzędu 5 do 10 proc.". - Tutaj już przynajmniej od kilku cyklów wyborczych mamy do czynienia ze zwycięstwem (z przewagą) co najwyżej 1-1,5 proc., co przekłada się na kilkaset tysięcy głosów, czyli bardzo niewiele - dodał analityk PISM. Spytany, dlaczego Amerykanie zagłosowali na Obamę, Wiśniewski odparł krótko: "Przede wszystkim zadecydowała siła przyzwyczajenia". Zwrócił jednak uwagę, że od Obamy odwróciła się duża część wyborców niezależnych, którzy zagłosowali na kandydata Republikanów Mitta Romney'a, kierując się przede wszystkim oceną jego kompetencji gospodarczych. Wiśniewski przywołał ostatnie sondaże przed wyborami, które - jak mówił - jednoznacznie wskazywały, że Amerykanie lepiej oceniali Romney'a, jeżeli chodzi o to, jakim byłby menadżerem, jak dbałby o stworzenie warunków do powstawania miejsc pracy, jak walczyłby z deficytem. W tym kontekście - podkreślił ekspert - Amerykanie jednoznacznie wskazywali na Romney'a. - Jeżeli z jakiegoś powodu wybrali Obamę, to przede wszystkim, dlatego że Romney nie był aż tak silnym kandydatem wśród wyborców niezależnych, miał też pewne problemy, żeby przekonać do siebie bazę republikańską. Wreszcie Demokraci głosowali na Obamę, Republikanie na Romneya. To społeczeństwo jest dosyć szczelnie zamknięte w tych trzech kategoriach: Republikanie, Demokraci i niezależni - tłumaczył Bartosz Wiśniewski. Zaznaczył przy tym, że do "przepływów wyborców dochodzi na minimalną skalę". Ponadto - jak zauważył na koniec - urokiem amerykańskiego systemu wyborczego jest to, że zwycięzca bierze wszystko.