Wirus, szerzący się szybciej od wszystkich dotychczasowych, dotarł w USA między innymi do komputerów Pentagonu, Departamentu Stanu, Kongresu i Centralnej Agencji Wywiadowczej i zmusił amerykańskie siły lądowe i morskie do czasowego wyłączenia poczty elektronicznej. Na Nowej Zelandii ucierpiały dzisiaj komputery w dwóch ministerstwach. Eksperci komputerowi oświadczyli, że wirus zakłócił pracę "dziesiątków milionów" komputerów. Szkody w postaci przerw w pracy, wyłączeń poczty elektronicznej i wymazanych plików, łącznie z kosztami napraw, mogą wynieść nawet miliardy dolarów. Amerykańska firma Central Command Inc., specjalizująca się w ochronie antywirusowej, podała, iż wirus występuje już w czterech odmianach, i ostrzegła, że ich liczba może wzrosnąć w ciągu najbliższych kilku dni. Główna, pierwotna postać wirusa, jest zakamuflowana jako e-mail z wyznaniem "I love you" (Kocham cię) i informacją, że zawiera załącznik (attachment). Otwarcie załącznika powoduje uaktywnienie wirusa, który przejmuje kontrolę nad programem do obsługi poczty elektronicznej i sam się rozsyła do kolejnych ofiar - tych, których adresy znajdzie w rejestrze komputera, powodując przeciążenie systemu. Wirus sadowi się też w systemie operacyjnym komputera i uszkadza pliki zapisane w formacie cyfrowym znanym jako mp3, a zawierające nagrania muzyczne, fotografie i nagrania wideo. Jedna z nowych odmian "wirusa miłości" ma w nagłówku zamiast "I love you", angielski wyraz "Joke" (Żart), a inna... litewskie wyrazy "Susitikem (lub: Susitikim) shi vakara kavos puodukui" ("Spotkajmy się dziś wieczorem na kawie", ale zawiera ten sam załącznik, jak "wirus miłości". Ustalono, że wirus pojawił się najpierw na Filipinach, skąd dotarł do Hongkongu i na Tajwan, gdzie zaatakował zwłaszcza instytucje finansowe i media. Potem zaczął szerzyć się w Europie i w USA, a następnie w Ameryce Łacińskiej. W Wielkiej Brytanii wirus zainfekował około 30 procent wszystkich przedsiębiorstw, a w Szwecji 80 procent. Ocenę tę podała firma Network Associates, specjalizująca się w bezpieczeństwie komputerów. "Wirus miłości" jest podobny do wirusa Melissa, który przed rokiem zaatakował miliony komputerów na całym świecie. Jest jednak groźniejszy, bo Melissa powodowała wysłanie listów elektronicznych tylko do pierwszych 50 adresatów widniejących w rejestrze danego komputera, podczas gdy "I love you" wysyła je do wszystkich znajdujących się na liście - a niektóre z nich liczą setki pozycji. W ciągu pierwszych dziesięciu godzin od pojawienia się, "wirus miłości" rozprzestrzeniał się dwa razy szybciej niż Melissa. Specjaliści radzą, aby - jeśli znajdziemy w swej poczcie internetowej list z "I love you", "Joke" lub "Susitikim" - w żadnym razie nie otwierać załącznika i jeśli to możliwe, od razu skontaktować się z administratorem systemu. Można też bez czytania od razu usunąć taki list z komputera. Na Litwie trwa gorączkowe poszukiwanie ewentualnych źródeł, z których na cały świat mogły zostać wysłane "miłosne" listy. Rząd litewski nie wyklucza, że wirus powstał na Litwie, ponieważ część tekstu w przesyłce sporządzona została właśnie w języku litewskim. Niewykluczone, że wirus nie pochodzi jednak z Litwy, a litewski tekst ,został jedynie dodany do przesyłki. Wiadomo już, że wcześniej wirus został wysłany w świat z dwóch serwerów na Filipinach, ale nie ma przekonujących dowodów, że hakerzy pochodzili właśnie stamtąd. Na całym globie wirus atakuje dziesiątki miliony komputerów i systemów Windows, a straty spowodowane jego ujawnieniem liczone są już w setkach milionów dolarów.