Swoje wrogie działanie elektroniczny mikrob objawia na twardych dyskach, niszcząc między innymi pliki muzyczne, video i zdjęcia. Według szacunków, tylko wczoraj wirus zaraził dziesiątki milionów komputerów na całym świecie. Mnoży się sam, wysyłając się na wszystkie adresy e-mailowe w naszej książce adresowej. Wirus "ILOVEYOU" sparaliżował w czwartek systemy poczty elektronicznej w wielu krajach świata. Jego ofiarą padł m.in. Kongres USA, Biały Dom, brytyjska Izba Gmin oraz wielkie koncerny jak na przykład Ford. Ocenia się, że wirus zainfekował 1,75 miliona komputerów głównie w Stanach Zjednoczonych i w Europie. O kłopotach informowano w Wielkiej Brytanii, Niemczech, Szwajcarii, Francji, Danii i Portugalii. Zdaniem przedstawiciela firmy Trend Micro, która zajmuje się produkcją programów antywirusowych, "robak" mógł zaatakować 10 milionów komputerów na całym świecie. Wirus został opracowany w stolicy Filipin Manili i jest przekazywany pocztą elektroniczną. W spisie otrzymanych przesyłek pojawia się pozycja o haśle "ILOVEYOU" natomiast tytuł brzmi "LOVE-LETTER-FOR-YOU.TXT.vbs". Tekst przesyłki głosi "Kindly check the attached LOVELETTER coming from me" (Dziękuję za zapoznanie się z załączonym listem miłosnym). Wirus aktywizuje się dopiero kiedy adresat kliknie myszą, by zapoznać się z treścią owej przesyłki miłosnej. Jeśli w komputerze znajduje się spis adresatów e-mail, wirus automatycznie dociera do nich wszystkich. Przenika ponadto do niektórych plików w komputerze i zmienia ich treść. Infekuje nie tylko pliki tekstowe, ale również zawierające obrazy i dźwięk. Wirus "ILOVEYOU" jest podobny do wirusa Melissa, który rok temu zaatakował miliony komputerów na całym świecie. Jest jednak groźniejszy, bowiem Melissa była przekazywana do pierwszych pięćdziesięciu adresatów poczty elektronicznej, natomiast ten dociera do wszystkich znajdujących się na liście. Eksperci ostrzegają przed otwieraniem poczty zatytułowanej "I love you". W niej bowiem znajduje się załącznik, który po otwarciu infekuje nasz komputer. Załączniki są różnie zatytułowane - na przykład "Joke", czyli "żart" lub "Very Funny" - "bardzo śmieszne". Skuszenie aby sprawdzić cóż takiego wyśmienicie zabawnego przyszło do nas e-mailem, będzie kosztowało utratę danych. Boleśnie o działaniu komputerowego mikroba przekonali się Brytyjczycy - tam wirus zaraził wiele komputerów w bardzo poważnych instytucjach. Zapewne jeszcze wiele dni zajmie ocena strat, jakie spowodowało przejście wirusa "I love you" przez sieci komputerowe świata. Jeden wniosek nasuwa się jednak natychmiast. Komputery, tak ważne dla wszystkich dziedzin współczesnego życia są bardzo mało odporne na atak. Jaki jest najprostszy sposób aby uniknąć zarażenia swojego komputera? Wbrew pozorom bardzo prosty! Wystarczy kasować, bez uprzedniego otwarcia wszystkie nadchodzące listy elektroniczne zatytułowane "I love you". Jeżeli jednak już weszliśmy do takiego e-maila, to tragedii jeszcze nie ma. Gdy treść jego brzmi "uprzejmie proszę zajrzyj do listu miłosnego ode mnie" - nie wolno otwierać załącznika i czym prędzej należy skasować tego e-maila. Z ostatniej chwili: wirus "I love you" ma kolejną hybrydę! Amerykańscy specjaliści ostrzegli, że listy zatytułowane: "Susitikim shi vakara kavos puodukui..." działa dokładnie tak samo i ma taką samą niszczycielską moc co wirus "I love you".