Według nadsekwańskich mediów, które powołują się na ekipy Lekarzy Bez Granic w Gwinei, wirus Ebola zabił tam już prawdopodobnie blisko 130 osób. Nie zostało to jednak oficjalnie potwierdzone, bo władze tego kraju próbują - według francuskich lekarzy - zaniżać liczbę ofiar, by zapobiec panice. U 35 innych pacjentów potwierdzono już atak śmiercionośnego wirusa, a blisko pół tysiąca osób znajduje się pod obserwacją lekarską w samej Gwinei i w krajach z nią sąsiadujących. Organizacja, która przetransportowała na miejsce 40 ton sprzętu medycznego, podkreśla, że dotąd wirus Ebola atakował ograniczone tereny wiejskie. Teraz epidemia zaczyna się rozprzestrzeniać również w największych miastach i w kilku krajach naraz - rośnie bowiem również liczba możliwych przypadków w Liberii i Sierra Leone. Lekarze podkreślają, że jedynym sposobem zatrzymania rozprzestrzeniania się zabójczego wirusa, przeciwko któremu nie ma szczepionek ani leków, jest odizolowanie wszystkich ludzi, którzy mieli bezpośredni kontakt z chorymi. Ich szanse na przeżycie szacowane są na 64 procent. Według wielu ekspertów, w Europie szczególnie narażona na atak wirusa Ebola jest Francja, bowiem Gwinea była w przeszłości francuską kolonią i do dzisiaj wiele osób podróżuje na trasie Konakry - Paryż. Rząd nakazał już personelowi francuskich linii lotniczych natychmiastowe odizolowanie od reszty pasażerów osób, które miałyby objawy gorączki krwotocznej i powiadomienie o tym władz docelowego lotniska, które wezwałoby odpowiednie ekipy lekarskie. W ramach planu przeciwdziałania epidemii, który nosi nazwę MARS, wszystkie przychodnie i szpitale dostały precyzyjne instrukcje dotyczące działań w razie pojawienia się pacjentów z objawami gorączki krwotocznej Ebola. Próbki krwi i śliny mają być natychmiast przesyłane - pod specjalną ochroną - do zbadania do wyspecjalizowanego oddziału Narodowego Instytutu Zdrowia i Badań Medycznych w Lyonie. Sporządzono też listę szpitali, w których pacjenci mogą zostać objęci ścisłą kwarantanną. Marek Gładysz