Pierwszą ofiarą była kobieta, która wracała z pracy do domu. Nagle na ścieżkę, którą szła, wyskoczyła dwumetrowa, włochata postać. Stwór pokrzyczał, zamachał łapami i... uciekł. Później z gorylami zetknęła się leśniczyna i działkowicz, który zaskoczył małpy, gdy trzęsły jabłoniami w sadzie sąsiada. Goryle są prawdopodobnie tylko dwa. Nie wiadomo, skąd się wzięły. Mieszkańcy wioski sądzą, że uciekły z cyrku.