Według Wikileaks, Francja uważa Iran za "państwo faszystowskie". Ujawniona w niedzielę przez demaskatorski portal porcja tajnych dokumentów rządu USA dotyczy między innymi francuskiej dyplomacji. Według dziennika "Le Monde", który jako jedna z kilku gazet światowych uzyskał dostęp do poufnych materiałów, ukazują one francuskiego szefa państwa jako człowieka nieliczącego się ze zdaniem innych. Ambasada USA w Paryżu opisuje go - według Wikileaks - jako osobę "przeczuloną" i przyjmującą "autorytarny styl" w stosunku do współpracowników. Radio France Info dodaje, że Sarkozy'ego porównuje się tam do "cesarza bez splendoru". W dokumentach Wikileaks przytacza się też liczne opinie francuskich dyplomatów. Cytowana jest tam m.in. rozmowa w Paryżu z 16 września 2009 roku między głównym doradcą dyplomatycznym Sarkozy'ego, Jean-Davidem Levitte'em a przedstawicielem amerykańskiego Departamentu Stanu Philipem Gordonem. Przedmiotem rozmowy było zaostrzenie sankcji Zachodu wobec Iranu. Levitte miał wtedy powiedzieć, że "obecny reżim irański jest w rzeczywistości państwem faszystowskim i nadszedł czas, aby zdecydować o przyszłych etapach". Francuski dyplomata określił też reakcję Teheranu na gesty otwarcia ze strony prezydenta USA Baracka Obamy jako "farsę". Według Wikileaks, Levitte wypowiadał się również w tej konwersacji o prezydencie Wenezueli Hugo Chavezie. Nazwał go "szaleńcem", podkreślając, że nawet Brazylia nie chce już go wspierać. "Niestety, Chavez zmienia jedno z najbogatszych państw Ameryki Łacińskiej w nowe Zimbabwe" - powiedział Levitte, według tajnych dokumentów USA. "Le Monde" napisał, że w kolejnych dniach będzie stopniowo publikował kolejne dokumenty Wikileaks. Rzecznik francuskiego rządu Francois Baroin oświadczył w radiu Europe1, że Francja jest "całkowicie solidarna z administracją amerykańską" i sprzeciwia się ujawnieniu przez Wikileaks tajnych dokumentów. "Musimy być bardzo uważni i bardzo solidarni na szczeblu państw, by walczyć z tym, co stanowi zagrożenie" dla - jak powiedział Baroin - "demokratycznych władz i suwerenności". Jego zdaniem publikacja "nie tylko stanowi zamach na władze państw i jakość ich pracy, ale też jest zagrożeniem dla kobiet i mężczyzn, którzy działali w służbie pokoju".