W depeszach amerykańskiej dyplomacji zarzucano MSZ upolitycznienie stanowisk wysokiego i średniego szczebla, częste zmiany kadrowe, długie wakaty i "introwertyczne przywództwo". Amerykanie pisali, że polska dyplomacja, która pokazała swoje zdolności podczas Pomarańczowej Rewolucji, wydaje się zapomniana przez rząd, skupiony na sprawach wewnętrznych - takich jak stworzenie CBA czy likwidacja WSI. Dyplomaci wskazywali na nakaz niezatrudniania ludzi mających jakiekolwiek powiązania z PRL-em, a także byłych członków Unii Wolności. Sugerowali, że ówczesny szef sejmowej komisji spraw zagranicznych i polityk PiS Paweł Zalewski nie został szefem polskiej dyplomacji, bo w latach 90. był członkiem UW. Annę Fotygę dyplomaci oceniali jako wierną prezydentowi, ale mającą niewielkie doświadczenie w polityce zagranicznej. Cytowali też sondaże, z których wynika, że 80 procent Polaków nie wie, że to ona jest ministrem, a podobny odsetek negatywnie ocenia jej działalność. Amerykanie powoływali się też na artykuł w prasie, który MSZ pod kierownictwem Fotygi nazywał "czarną dziurą", głównie ze względu na to, że oczekiwanie na decyzję trwało tam wiele tygodni. Dyplomaci przypominali, że Barbara Tuge-Erecińska w maju 2006 roku otrzymała nominację na ambasadora w Londynie, jednak stosowne papiery przesłano dopiero pod koniec października. Wspomniano też o 16 wakatach ambasadorskich, w tym w Brukseli. W ubiegłym tygodniu Wikileaks ujawnił, że rządy Polski i USA starały się wyciszyć sprawę domniemanego tajnego ośrodka CIA w Starych Kiejkutach na Mazurach. Miały też koordynować stanowisko w tej sprawie.