Mężczyzna został schwytany po napadzie z bronią w ręku na jedną z paryskich aptek. Okazało się, że dostawał często pozwolenia na wychodzenie z domu, bo twierdził, że szuka pracy i musi chodzić do lekarza. W praktyce jednak napadał w tym czasie na sklepy, stacje benzynowe i przechodniów na ulicach. Policja tłumaczy, że kiedy skazany opuszczał areszt domowy, alarm był wyłączany, bo i tak bransoletka nie miała wmontowanego urządzenia umożliwiającego jego geolokalizacje. Paryscy komentatorzy i liderzy opozycji żądają natychmiastowej reformy systemu nadzoru elektronicznego, który ich zdaniem zupełnie się nie sprawdził. Marek Gładysz