Według władz, do tej pory odnaleziono zwłoki czterech osób. Jak się przypuszcza, wypadek nastąpił podczas rozbiórki amunicji, czym zajmowały się trzy zespoły. - Nie znamy dokładnej liczby (ofiar), ale obawiamy się najgorszego, jeśli chodzi o trzy zespoły, każdy złożony z 21 ludzi, które wówczas tam pracowały. Kilku z nich to obywatele USA - powiedziała Reuterowi Juela Mecani, rzeczniczka premiera Saliego Berishy. Ambasada Stanów Zjednoczonych w Tiranie oświadczyła, iż nie może potwierdzić, czy w bazie przebywali amerykańscy wojskowi. Świadek Albin Mexhaj powiedział albańskiej telewizji komercyjnej Top Channel, iż w bazie było około 100 ludzi. Rannych przewozi się do pobliskich szpitali. Według lokalnych mediów, większość poszkodowanych ma poparzenia, wstrząs mózgu, złamania kończyn lub rany, doznane od odłamków szkła i pocisków. Pięć osób jest w stanie śpiączki. - Przerażeni ludzie opuszczają rejon wypadku pieszo wzdłuż drogi, kobiety i dzieci. Na drodze stoją porzucone samochody z powybijanymi szybami - powiedział obecny na miejscu zdarzenia kamerzysta Reutera, donosząc jednocześnie, że nad bazą unoszą się słupy dymu i rozlegają się dalsze eksplozje. Odgłosy wybuchów słychać było nawet w portowym mieście Durres, odległym od bazy o 20 kilometrów. Jak oświadczył rzecznik ministerstwa spraw wewnętrznych Avni Neza, wojsko i policja próbują dotrzeć na miejsce zdarzenia pojazdami opancerzonymi. - Śmigłowce nie mogą jeszcze lądować, bowiem wybuchy trwają - powiedział Neza, według którego liczba rannych przekroczyła 160.