"Wielkim błędem byłoby dostarczanie Ukrainie broni śmiercionośnej. Powinniśmy wręcz przeciwnie - namawiać Ukraińców do zakończenia walk i negocjowania porozumienia nie tylko z Rosjanami, ale też z rebeliantami na wschodzie kraju, aby utrzymać integralność Ukrainy" - powiedział prof. John Mearsheimer, politolog wykładający na uniwersytecie w Chicago, podczas briefingu zorganizowanego przez waszyngtońską Radę Stosunków Międzynarodowych (CFR).Mearsheimer wypowiadał się, gdy w Newport w Walii kończył się pierwszy dzień szczytu NATO, poświęcony w znacznym stopniu odpowiedzi Sojuszu na rosyjską agresję na Ukrainie. W czwartek, po spotkaniu z prezydentem Ukrainy Petrem Poroszenką, sekretarz generalny Sojuszu Anders Fogh Rasmussen powiedział, że NATO jako sojusz nie może dostarczyć Ukrainie sprzętu wojskowego, ale mogą to uczynić poszczególne kraje członkowskie i NATO nie będzie w takie decyzje ingerować. "Jeśli zaczniemy dostarczać Ukrainie broń śmiercionośną, to tylko zwiększymy wojskowe zaangażowanie Rosji na Ukrainie. Wojna domowa będzie krwawsza i jeszcze bardziej zatrujemy relacje między Zachodem a Rosją, a to nie jest w niczyim interesie" - ostrzegł Mearsheimer. Ekspert pozytywnie ocenił natomiast zapowiedzi, że w piątek, w drugim dniu szczytu, przywódcy mają podjąć decyzję o wzmocnieniu obecności wojskowej na wschodniej flance Sojuszu, ale bez rozmieszczania tam na stałe baz z siłami bojowymi NATO. Mowa natomiast o ciągłej rotacyjnej obecności i rotacyjnych ćwiczeniach oraz utworzeniu sił reagowania o wysokiej gotowości (tzw. szpicy). "Kluczowe jest, by NATO nie rozmieszczało na stałe sił bojowych w krajach wschodnich, w Polsce czy krajach bałtyckich (...), i na szczęście nikt nie mówi o stałych bazach" - powiedział Mearsheimer w odpowiedzi na pytanie PAP. Jego zdaniem oznacza to, że liderzy NATO "zrozumieli", że "to rozdrażniłoby Rosję" i na długie lata zaszkodziło relacjom Zachodu z Rosją, co nie jest w interesie także Polski. Podkreślił jednocześnie, że zwiększenie rotacyjnej obecności i ćwiczeń ma "absolutny sens", bo to uspokoi natowskie kraje we wschodniej Europie, ale nie będzie zbytnio niepokoić Moskwy. "Myślę, że Rosjanie rozumieją, że musimy to zrobić i dopóki ta obecność nie jest stała, nie mają z tym problemu. Ale musimy być bardzo ostrożni, by nie przekroczyć czerwonej linii i nie sprowokować Rosjan" - dodał. Ekspert przestrzegł również przed dalszym zaostrzaniem sankcji wobec Rosji i apelował o wysiłki na rzecz powrotu do normalności w relacjach Zachodu z Rosją. W tym kontekście za "obiecującą" uznał środową propozycję porozumienia, jaką przedstawił prezydent Władimir Putin. "Każdy jest zainteresowany, by znaleźć wyjście z obecnego bałaganu" - powiedział. Mearsheimer jest znany ze stanowczych i budzących spore kontrowersje poglądów na temat polityki zagranicznej. Jest twórcą teorii tzw. realizmu ofensywnego, którą opisał w swej opublikowanej w 2001 roku książce "Tragedy of Great Power Politics". Wielkim echem odbiły się jego publikacje, w tym książka pt. "Israel Lobby and U.S. Foreign Policy" z 2007 roku, na temat rzekomego wielkiego wpływu "izraelskiego lobby" na kształtowanie polityki zagranicznej USA. Także w sprawie kryzysu ukraińskiego politolog od początku zajmuje dość kontrowersyjne stanowisko, twierdząc, że to nie Rosja, ale Zachód ponosi główną odpowiedzialność za ukraiński kryzys, gdyż "próbuje wydobyć Ukrainę z rosyjskiej orbity i utworzyć z niej zachodni bastion u rosyjskich drzwi". Argumentował, że Rosję naprawdę niepokoi perspektywa, że Ukraina lub Gruzja mogłyby zostać członkami NATO, bo postrzega rozszerzenie NATO w kategoriach geopolitycznych "jako zagrożenie". Krytykował zwłaszcza amerykańskich polityków, że mimo wyrażanych od samego początku jasnych obiekcji Rosji w tej sprawie dalej naciskali na rozszerzenie NATO na wschód. "To głupota" - powiedział o polityce otwartych drzwi NATO, która w jego opinii działa na Rosję jak "czerwona płachta na byka". Zdaniem Mearsheimera NATO powinno "zdjąć ze stołu" opcję wejścia Ukrainy do NATO i dążyć do uczynienia z niej "kraju neutralnego, który służyłby za bufor między NATO a Rosją". "Cała nadzieja w Niemczech" - powiedział, dodając, że Niemcy jako jedyny kraj "rozumieją" sytuację i wiedzą, że dalsze zaostrzanie konfliktu z Rosją zaszkodziłoby bardzo europejskiej gospodarce.