Szef sztabu syryjskich sił reżimowych gen. Ali Abdullah Ajub powiedział w czwartek, że wojsko rozpoczęło "wielki atak", mający na celu "wyzwolenie obszarów i miast, które cierpią z powodu terroryzmu". Jego wypowiedź zrelacjonowały państwowe media syryjskie. Resort obrony Rosji poinformował w czwartek, że poprzedniego dnia pociski rakietowe wystrzelone z rosyjskich okrętów na Morzu Kaspijskim uderzyły w obiekty dżihadystów z Państwa Islamskiego w Syrii - ośrodki dowodzenia, składy amunicji, obozy szkoleniowe oraz zakłady, w których wytwarzane były materiały wybuchowe i pociski artyleryjskie. Dyrektor Syryjskiego Obserwatorium Praw Człowieka Rami Abdel Rahman powiedział agencji Reutera, że na równinie Al-Ghab siły syryjskiego reżimu, wspierane przez rosyjskie samoloty, ostrzeliwują pozycje rebeliantów pociskami rakietowymi. Rebelianci weszli na równinę Al-Ghab w lipcu. Reuters odnotowuje, że rosyjskie naloty, rozpoczęte w zeszłym tygodniu, koncentrują się głównie na tych obszarach zachodniej Syrii, nad których chce się umocnić reżim prezydenta Baszara el-Asada po utraceniu kontroli nad znaczną częścią reszty kraju, opanowaną przez rebeliantów, w tym przez Państwo Islamskie. Rosja twierdzi, że w Syrii walczy z Państwem Islamskim. Dżihadystów nie ma jednak na tych obszarach zachodniej Syrii, które były atakowane w środę i w czwartek - pisze Reuters. Rzecznik Departamentu Stanu USA John Kirby powiedział w środę, że ponad 90 proc. rosyjskich ataków, zarejestrowanych do tej pory przez Stany Zjednoczone w Syrii, nie było wymierzonych w dżihadystów z Państwa Islamskiego ani terrorystów powiązanych z Al-Kaidą. Według Kirby'ego celem zdecydowanej większości ataków były oddziały umiarkowanej opozycji syryjskiej, które walczą z reżimem prezydenta Asada wspieranym przez Rosję.