Sportwashing to w tej historii słowo-klucz. Dotyczy wpływowych ludzi, firm, rządów, a nawet całych krajów, które poprzez inwestowanie w sport, kupowanie klubów sportowych albo organizację sportowych imprez starają się wybielić swoją reputację nadszarpniętą innymi, powszechnie krytykowanymi bądź potępianymi działaniami. Sportwashing nie jest zjawiskiem, które we współczesnym świecie pojawiło się wczoraj. W XXI wieku próbowali tego już m.in. rosyjscy oligarchowie, chińskie koncerny prywatne i państwowe czy państwa z Bliskiego Wschodu. Nikt wcześniej nie działał jednak w tym obszarze na tak szeroką skalę jak obecnie Arabia Saudyjska. CZYTAJ WIĘCEJ: Kosmiczna oferta dla Lewandowskiego. Mógł zarobić więcej niż Benzema. Reakcja Polaka mówi wszystko Na początku był Cristiano Od kilku tygodni codziennie środowisko piłkarskie obiegają informacje o tym, że kolejny światowej klasy zawodnik dołączył albo niedługo może dołączyć do jednego z klubów ligi saudyjskiej. Nazwiska, które już trafiły na Półwysep Arabski naprawdę robią wrażenie. Początek całej sadze dał Cristiano Ronaldo, jeden z najlepszych zawodników w historii futbolu, który do Saudi Professional League przeszedł tuż po zeszłorocznym mundialu w Katarze. 37-letni wówczas piłkarz otrzymał od klubu Al-Nassr bajoński kontrakt opiewający na 75 mln dolarów za sezon. Kwota ta dotyczy jednak wyłącznie występów na boisku. Dzięki różnego rodzaju sponsoringom i akcjom marketingowym może ona wzrosnąć do aż 200 mln w amerykańskiej walucie. Dodanie, że czyni to z Portugalczyka zdecydowanie najlepiej zarabiającego piłkarza nie tylko na świecie, ale również w historii futbolu to czysta formalność. Ściągnięcie Ronaldo do ligi saudyjskiej było kamieniem węgielnym przedsięwzięcia, które wymarzyli sobie arabscy szejkowie. Chcieli - a raczej chcą, bo operacja jest w fazie realizacji - stworzyć ligę piłkarską mogącą rzucić wyzwanie najlepszym rozgrywkom na świecie. Ligę, która przyciągnie do siebie młode, saudyjskie społeczeństwo i stanie się nową wizytówką całego kraju. Saudyjskie marzenie staje się rzeczywistością Marzenie arabskich szejków szybko przeszło w fazę realizacji. Już na początku czerwca tego roku państwowy Fundusz Inwestycji Publicznych Arabii Saudyjskiej - w świecie sportu znany jako PIF, czyli Public Investment Fund - przejął 75 proc. udziałów w czterech największych i najbardziej utytułowanych klubach ligi saudyjskiej: Al-Ittihad, Al-Nassr, Al-Hilal i Al-Ahli. Możliwości finansowe PIF są w zasadzie nieograniczone. Funkcjonujący od 1971 roku Fundusz należy do największych tego typu instytucji na świecie, a jego majątek szacowany jest na około 700 mld dol. Jednoosobową kontrolę nad działaniami PIF sprawuje natomiast Mohammed Bin Salman - premier Arabii Saudyjskiej i następca saudyjskiego tronu. To jeden z najpotężniejszych ludzi nie tylko na Bliskim Wschodzie, ale w całym światowym biznesie. Gdy wspomniane cztery kluby otrzymały gigantyczny zastrzyk państwowej gotówki, rozpoczęło się transferowe szaleństwo. Od kilku tygodni fani futbolu codziennie bombardowani są setkami plotek dotyczącymi najlepszych piłkarzy świata, którzy mieliby trafić na Półwysep Arabski. Tyle że na plotkach się nie kończy, bo transfery gwiazd pierwszej wielkości są faktem. Do ligi saudyjskiej trafili już m.in. zdobywca ostatniej Złotej Piłki Karim Benzema, jego rodak Ngolo Kante (przez lata uznawany za najlepszego defensywnego pomocnika na świecie), Roberto Firmino (wieloletnia gwiazda Liverpoolu) czy Ruben Neves (pomocnik angielskiego Wolverhampton, o którego zabiegały najlepsze kluby na Starym Kontynencie). A ta lista się wydłuża. Każdego dnia. Cztery czołowe arabskie kluby należące do PIF wydały tego lata łącznie już niemal 200 mln euro, a przecież letnie okno transferowe nie dobiegło jeszcze nawet do połowy. CZYTAJ WIĘCEJ: Arabia Saudyjska staje się najważniejszym graczem w sporcie. Są powody Nie tylko futbol Trwająca w najlepsze transferowa ofensywa Saudyjczyków to nie ich pierwsze mocne wejście do świata pierwszoligowego sportu. W październiku 2021 roku PIF był głównym podmiotem konsorcjum, które za 305 mln funtów przejęło Newcastle United - mający bogatą historię klub angielskiej Premier League. Do Saudyjczyków należy 80 proc. udziałów popularnych "Srok". Drużyna broniąca się w momencie przejęcia przed spadkiem z najwyższej angielskiej klasy rozgrywkowej po półtora roku rządów Saudyjczyków szykuje się właśnie do powrotu do elitarnej Ligi Mistrzów. O ile wejście na rynek piłkarski to próba zbliżenia się Arabii Saudyjskiej do Europy, o tyle bajecznie bogaci szejkowie nie zamierzają na tym poprzestać. Z przytupem weszli również do świata golfa - założona przez nich federacja LIV Golf początkowa budziła kontrowersje i opór dotychczasowego hegemona (PGA Tour), ale na początku czerwca tego roku świat obiegła informacja o planowanym połączeniu obu organizacji. Tym sposobem Saudyjczycy zyskają kontrolę nad światowym golfem, a zbliżenie z kochającą ten sport Ameryką stanie się faktem. Szejkowie są też jednak obecnie w innych sportach. Saudi Aramco - saudyjski koncern paliwowo-chemiczny zaspokajający 10 proc. światowego zapotrzebowania na ropę naftową - jest oficjalnym sponsorem Międzynarodowej Rady Krykieta (sport kochany w Indiach i Pakistanie, kolejny zysk geopolityczny). Saudyjski gigant petrochemiczny sponsoruje też Formułę 1, a nawet chińską federację koszykarską (znów: dwa kolejne prestiżowe rynki, do których Saudyjczycy zyskali dostęp poprzez sport). W planach jest także inwestycja dziesiątek miliardów euro w branżę e-sportową. CZYTAJ WIĘCEJ: Legendarny zawodnik trafi do Saudyjczyków? Na stole gigantyczna oferta. Wielki transfer wisi w powietrzu Szejków droga do potęgi Skala działań i ambicji Saudyjczyków musi robić wrażenie. Ze swoimi przedsięwzięciami idą bardzo szeroko i niezwykle dynamicznie. Kluczowe pytania, które zadają sobie dzisiaj miliony fanów sportu na całym świecie, brzmią jednak: po co to wszystko i dlaczego właśnie teraz? Po pierwsze: wizerunkowe katharsis. Oczywistym powodem inwestowania miliardów dolarów w sport i e-sport jest chęć podreperowania reputacji królestwa, która bardzo mocno w ostatnich latach ucierpiała. Arabia Saudyjska jest na świecie kojarzona nie tylko z ropą naftową, ale również z trwającą od 2015 roku wojną domową w Jemenie (Rijad stanął w niej po stronie jemeńskiego rządu), tysiącami więźniów politycznych prześladowanych przez saudyjski reżim, nagminnym łamaniu praw człowieka (zwłaszcza praw kobiet) czy zabójstwie dziennikarza Dżamala Chaszodżdżiego, do którego doszło w 2018 roku w Stambule. To wszystko sprawia, że Arabia Saudyjska nie ma opinii najlepszego miejsca do życia czy inwestowania pieniędzy. A to, jak tłumaczymy poniżej, poważna bolączka dla saudyjskiej rodziny królewskiej. Po drugie: gospodarcza rewolucja. Sportwashing pozwalający na odbudowę wizerunku to nie cel sam w sobie, ale środek do celu. A w zasadzie celów, bo jest ich kilka. Jednym z nich jest przemodelowanie saudyjskiej gospodarki, która aktualnie jest uzależniona od wydobycia, przetwórstwa i eksportu ropy naftowej oraz jej pochodnych. Saudyjczycy wyciskają z branży petrochemicznej krocie, ale prognozy gospodarcze mówią, że finansowe Eldorado zmierza do końca. Cały świat odchodzi od paliw kopalnych na rzecz odnawialnych źródeł energii. Już pod koniec obecnej dekady Saudyjczycy mogą więc zaobserwować pierwsze problemy i spadki koniunktury. Dlatego zdecydowali się działać zawczasu. Już w kwietniu 2016 roku ujawniono pierwsze założenia programu Saudyjska Wizja 2030. To niezwykle ambitne przedsięwzięcia społeczno-gospodarcze, które - mówiąc w telegraficznym skrócie - mają pchnąć Arabię Saudyjską w stronę nowoczesności. Saudyjska Wizja 2030 składa się z 11 programów, które zakładają m.in. rozwój sektora finansowego i turystyki, stabilizację finansów publicznych, inwestycje w mieszkalnictwo czy powszechną cyfryzację. Skutkiem tych wszystkich inwestycji ma być nowoczesna, zdywersyfikowana gospodarka gotowa na wyzwania przyszłości. Ale znów: żeby program mógł okazać się sukcesem, Arabia Saudyjska musi zmienić swój wizerunek w świecie, przyciągnąć inwestorów i wykwalifikowane kadry. I tu znów wracamy do sportwashingu jako koła zamachowego saudyjskiej rewolucji gospodarczej. Po trzecie: regionalna potęga. Projekt Saudyjska Wizja 2030 ma nie tylko pomóc arabskim szejkom na krajowym podwórku, ale również w sali globalnej. Arabia Saudyjska chce stać się regionalną potęgą z apetytem na pierwszoplanową rolę również w globalnej polityce. Jak poważnie myślą o tym władze w Rijadzie niech świadczy fakt, że Saudyjczycy intensywnie pracują nad poprawą relacji z Iranem, z którym historycznie nigdy nie było im po drodze. Wspólnymi siłami chcą m.in. zakończyć wojnę domową w Jemenie (Iran stoi w niej po przeciwnej do Arabii Saudyjskiej stronie barykady). Powód jest oczywisty: pieniądze lubią ciszę i spokój. Wielka społeczno-gospodarcza rewolucja tym bardziej. CZYTAJ WIĘCEJ: Nie tylko piłka nożna i Formuła 1. Wielka szansa dla tenisistów Po czwarte: rozrywka dla mas, spokój dla władzy. Władza nie byłaby władzą, gdyby nie myślała o tym, jak zachować swoje wpływy. Nie inaczej jest w przypadku saudyjskiej rodziny królewskiej. W Rijadzie panicznie boją się powtórki z Arabskiej Wiosny Ludów, która na początku drugiej dekady XXI wieku wywróciła reżimy w Tunezji, Egipcie i Libii. Arabskie społeczeństwo jest bardzo młode - dwie trzecie populacji nie ukończyło 30. roku życia - co tylko potęguje ryzyko antyrządowego przewrotu. Stąd pomysł rewolucyjnych reform, które mają poprawić jakość życia obywateli i wywindować królestwo do światowej pierwszej ligi pod względem gospodarczym i politycznym. Zmiany wymagają jednak czasu i książę Bin Salman jest tego świadomy. Dlatego zanim zapewni swoim rodakom chleb, czyli nowoczesne państwo przyszłości, z którego będą dumni, chce im dać igrzyska - sport na światowym poziomie. Właśnie dlatego arabskie kluby na potęgę sięgają dzisiaj po czołowych piłkarzy z najlepszych lig globu.