W polityce symbolika jest kluczem. Xi Jinping odwiedza Francję dokładnie w 60. rocznicę zawarcia stosunków dyplomatycznych między Francją a Chinami. Wówczas, w 1964 roku, mimo zimnowojennych realiów i niechęci Zachodu prezydent Francji Charles de Gaulle uznał istnienie Chińskiej Republiki Ludowej. W nowożytnej historii Chin jest to jedno z bardziej przełomowych wydarzeń. Sześć dekad później chiński przywódca przybywa nad Sekwanę w zupełnie innych okolicznościach - Chiny są na krawędzi wojny handlowej z Unią Europejską, wspierają rosyjską agresję na Ukrainę, a na arenie międzynarodowej zmierzają do obalenia ukształtowanego przez Zachód po drugiej wojnie światowej porządku. Nie bez powodu "Politico" dwudniowe rozmowy Emmanuela Macrona z Xi Jinpingiem określiło jako "spotkanie dwóch imperatorów na skraju dwóch wojen". Z jednej strony mamy wojnę na Ukrainie, w której Chiny są częścią obozu rosyjskiego, a z drugiej zbliżającą się wielkimi krokami wojnę handlową Państwa Środka z Unią Europejską. Francja. Trzy przesłania Xi Jinpinga Wizyta we Francji to tylko element zakrojonej na szerszą skalę ofensywy dyplomatycznej Xi Jinpinga. W najbliższych dniach polityk odwiedzi również Węgry i Serbię, czyli dwa jawnie prorosyjskie i prochińskie bastiony na Starym Kontynencie. Pierwotnie Xi swoje dyplomatyczne tournée miał zacząć właśnie od wizyty w ojczyźnie Viktora Orbana, ale po usilnych zabiegach francuskiej dyplomacji w pierwszej kolejności pojawił się właśnie u prezydenta Macrona. W opublikowanym na łamach francuskiego dziennika "Le Figaro" artykule, zapowiadającym wizytę, Xi Jinping pisze o "trzech przesłaniach od Chin", z jakimi przyjeżdża do Francji. Po pierwsze, zapowiada kontynuację relacji chińsko-francuskich w duchu, w którym zostały on zapoczątkowane 60 lat temu. Pekin chce "budować na przeszłych osiągnięciach i otwierać nowe perspektywy dla relacji między oboma państwami". Xi podkreśla, że w latach 60. XX wieku odwaga Francji w relacjach z Chinami pozwoliła na zbudowanie mostu między Zachodem i Wschodem, na czym skorzystały oba państwa. Dzisiaj Państwo Środka liczy na utrzymanie podobnego kursu. Po drugie, Xi zapowiada, że Chiny "otworzą się jeszcze szerzej na świat i pogłębią swoją współpracę z Francją i innymi krajami". Chiński przywódca rysuje tu szerokie pole do współpracy między Pekinem i Paryżem - od handlu żywnością, przez kosmetyki i produkty luksusowe, na współpracy w dziedzinie "zielonej energii" kończąc. Wreszcie po trzecie, chiński przywódca na łamach "Le Figaro" obiecuje "wzmocnienie komunikacji i koordynacji działań z Francją na rzecz utrzymania stabilności i pokoju na świecie". Jednak już kilka zdań później o agresji Rosji na Ukrainę pisze jako o "kryzysie", a nie "wojnie". W dodatku o kryzysie, w którym Chiny nie biorą udziału i w którym nie są stroną, co wobec powszechnie dostępnych informacji ciężko jest obronić. "Im dłużej kryzys Ukraiński trwa, tym większą szkodę wyrządza Europie i całemu światu" - przekonuje Xi. Zapewnia też: "Pozostajemy gotowi do współpracy z Francją i całą społecznością międzynarodową na rzecz znalezienia rozsądnego wyjścia z tego kryzysu". Dr Marcin Przychodniak z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych uważa, że zaprezentowane na łamach "Le Figaro" stanowisko Pekinu jest "wyraźnie złagodzone". - Właśnie po to, żeby ułatwić Xi Jinpingowi rozmowę z francuskim prezydentem i stworzenie przekazu zachęcającego do współpracy z Chinami, zamiast naciskać na elementy, które od dawna są kością niezgody między UE i Chinami - mówi w rozmowie z Interią analityk. Nie od dziś wiadomo zaś, że kwestia wojny w Ukrainie i chińskiej pomocy dla reżimu Władimira Putina jest najpoważniejszym punktem zapalnym w relacjach Chin z Unią Europejską. - I dlatego też Xi miał Macronowi podczas rozmów obiecać ograniczenie sprzedaży produktów podwójnego zastosowania do Rosji - wskazuje jednak dr Przychodniak. Xi Jinping. Trzy cele chińskiego smoka Deklarowana przez Xi Jinpinga za pośrednictwem francuskiego dziennika wizja świata nie do końca przystaje też do geopolitycznych realiów. Tych, w których Chiny i Francja mają coraz więcej sprzecznych interesów. Podczas swojej wizyty w Europie chiński przywódca ma też listę celów, o której na łamach "Le Figaro" nie wspomniał wcale albo wspomniał w mocno eufemistyczny sposób. Przede wszystkim, celem Pekinu jest rozeznanie się, na jak zaawansowanym etapie jest wdrażanie strategii tzw. de-riskingu, czyli minimalizacji uzależnienia unijnej gospodarki od Chin. W jej zatrzymanie w Państwie Środka nikt już nie wierzy, ale realnym celem jest gra na czas i minimalizowanie strat wynikających ze strategicznego zwrotu Unii Europejskiej. - Odchodząca Komisja Europejska mocno na mechanizm de-riskingu postawiła. Mamy wejścia służb do chińskich firm i kilkadziesiąt śledztw w różnych sektorach, w tym w sprawie chińskich samochodów elektrycznych - wylicza dr Marcin Przychodniak z PISM. Podkreśla też, że Xi chce wykorzystać nastawienie Macrona, według którego nawet mimo różnic i zagrożeń w relacjach z Chinami Europa nie powinna rezygnować z dwustronnej współpracy. - Francja jest przecież motorem śledztw KE przeciwko Chinom, ale jednocześnie dużo mówi też o tym, że z Chinami trzeba prowadzić dialog i współpracować w kluczowych obszarach - tłumaczy nasz rozmówca z PISM. Drugim strategicznym celem Chin jest wbicie klina w sojusz Unii Europejskiej ze Stanami Zjednoczonymi. Macron i francuska dyplomacja od dawna mówią o tzw. strategicznej autonomii UE w relacjach ze Stanami Zjednoczonymi, szukaniu własnej drogi i nietrzymaniu się Waszyngtonu za wszelką cenę w każdej sprawie. - Dla Chin Francja w tym kontekście jest głównym partnerem w UE, chcą to wykorzystać - analizuje dr Przychodniak. Rola Francji jest tu tym ważniejsza, że inny z liderów UE - Niemcy - jest zbyt uwikłany gospodarczo w relacje z Chinami, żeby stanowczo odciąć się od Pekinu. Olaf Scholz potwierdził to chociażby podczas trzydniowej, kwietniowej wizyty w Chinach, gdzie udał się wraz z delegacją przedstawicieli niemieckiego biznesu. Xi liczy, że podczas wizyty w Europie uda mu się również wzmocnić antyamerykańską narrację w unijnej polityce. To i tak byłby spory długoterminowy zysk dla Chin w kontekście obecnej sytuacji geopolitycznej w Europie, która w perspektywie krótkoterminowej skazuje Stany Zjednoczone i UE na bliską współpracę. Z Francji chiński przywódca uda się na Węgry, a następnie do Serbii. Wbrew pozorom, wizyta w tych dwóch państwach wcale nie jest czysto kurtuazyjna i pozbawiona znaczenia. Oba państwa od dłuższego czasu przejawiają prorosyjską i prochińską postawę, pełnią rolę bastionów Xi i Putina na Starym Kontynencie. Chiński polityk chce przedstawić je jako przykłady racjonalnej, europejskiej polityki, która odnosi korzyści ze współpracy z Chinami. Węgry to członek UE, a Serbia do członkostwa pretenduje, więc jest to też kolejna okazja do zasiania antyamerykańskiego ziarna wewnątrz Wspólnoty i zaprezentowania alternatywy dla porządku światowego, skonstruowanego przez Stany Zjednoczone. - Węgry będą chińskim klinem w UE. Zresztą już dzisiaj są państwem, które pozwala Chińczykom prawie na wszystko - mówi Interii dr Przychodniak. I dodaje: - Z kolei Serbia kupuje dużo broni od Chin, jest też zaufanym partnerem Rosji. Podtrzymuje wolę wejścia do UE, ale jest to raczej argument w dyskusji niż faktyczny cel obecnych serbskich władz. Ffrancja a Xi Jinping. Macrona gra o wielkość Swoje do ugrania w rozgrywce z chińskim gościem ma też jednak prezydent Macron. Widząc polityczną słabość Olafa Scholza we własnym rządzie i gospodarcze uwikłanie Niemiec na chińskim rynku, zamierza przejąć miano numeru jeden w Unii Europejskiej. Może to zrobić, bo w odróżnieniu od Berlina Paryż, choć z pewnym poślizgiem, na rosyjską agresję wobec Ukrainy zareagował znacznie odważniej i jednoznaczniej. Dzisiaj to Francja, we współpracy z Polską, jest głównym orędownikiem jastrzębiego kursu UE wobec Kremla. Andrzej Byrt, były ambasador RP we Francji, mówi w rozmowie z Interią, że obecnie po raz pierwszy od kilku dekad Paryż może wyjść z roli "młodszego brata Niemiec". - Francja może zrealizować swoje ambicje, mamy do czynienia z historyczną zmianą - zauważa dyplomata. I dodaje: - Macron chce przekazać Chinom argumenty w imieniu całej UE. Uzurpuje sobie do tego prawo, wychodzi przed szereg. Swoje pięć minut Pałac Elizejski chce wykorzystać m.in. poprzez dobre, partnerskie relacje z Chinami. Tajemnicą poliszynela jest, że bez chińskiego wsparcia finansowego i technologicznego Kreml nie byłby w stanie prowadzić wojny w Ukrainie na taką skalę, na jaką robi to od ponad dwóch lat. Macron chce skłonić Xi, żeby Chiny nieco ograniczyły gospodarczą kroplówkę dla Rosji. - W tym celu może użyć obietnic związanych z odbudową Ukrainy po wojnie, w której istotną rolę mogłyby odgrywać również chińskie firmy. Oczywiście, o ile Chiny zdołają przyspieszyć zakończenie wojny, a więc wywrzeć skuteczny nacisk na Kreml - przewiduje ambasador Byrt. Szanse na to, że Francji uda się rozbić chińsko-rosyjski sojusz są jednak mizerne. - Chiny nie zmienią kursu, strategiczny cel partii jest dla Pekinu najwyższym priorytetem. Partnerstwo z Rosją i wspólna wizja przyszłego ładu międzynarodowego są dużo ważniejsze od zysków albo strat ekonomicznych, które mogą spotkać Chiny w wyniku polityki UE - zapewnia Interię dr Marcin Przychodniak z PISM. - To proces, od którego nie ma odwrotu. Decyzja w kierownictwie Chińskiej Partii Komunistycznej zapadła - podkreśla analityk ds. Chin. Francuski prezydent w swoim antykremlowskim i proukraińskim zwrocie ma też jednak osobiste rachunki do wyrównania. Chodzi o rosyjską ekspansję geopolityczną w rejonie Sahelu - Kreml coraz mocniej wypiera Francję z jej historycznej domeny wpływów, o czym wielokrotnie pisaliśmy na łamach Interii. - Przy każdym buncie generalicji w tej części świata, na maszty w pierwszej kolejności wciągana jest nie flaga danego kraju, ale flaga Rosji - obrazowo ujmuje sprawę ambasador Byrt. Sahel to jednak nie tylko dawne francuskie kolonie i polityczna sfera wpływów Paryża. To także dostawy surowców, zwłaszcza radioaktywnych, na potrzeby armii i energetyki jądrowej oraz metali rzadkich dla branży nowych technologii. - Kreml nacisnął Francję bardzo mocno w Sahelu, nie wycofają się stamtąd. A ponieważ tego nie zrobią, to Macron nie odpuści im w sprawie Ukrainy - mówi Interii ambasador Byrt. Pytanie, czy zostawienie przez Kreml w spokoju Afryki sprawiłoby, że Francja momentalnie straciłaby zainteresowanie obroną Ukrainy? Były ambasador RP w Paryżu uspokaja, że taki scenariusz nam nie grozi. - Sprawy zaszły już zdecydowanie za daleko. Macron zbyt wiele zainwestował politycznie w obronę Ukrainę i antyrosyjski kurs, żeby teraz z dnia na dzień się z tego wycofać - tłumaczy nasz rozmówca. Łukasz Rogojsz ----- Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!