Większość z młodych wyborców - pisze Reuters - zrażona radykalną podwyżką czesnego w okresie rządów premiera Davida Camerona, który zarządził podniesienie opłat do 9 tys. funtów (42 092 zł) rocznie, głosowała w ostatnich wyborach nie na Partię Konserwatywną, a na Partię Pracy, bądź nie wzięła udziału w wyborach - zauważa Reuters. Studentów zraziła też wprowadzona w 2016 r. zasada, że stypendia dla najuboższych słuchaczy są traktowane jak kredyty, które wprawdzie umarza się po 30 latach i spłaca tylko wtedy, gdy osoba korzystająca z pożyczki w czasie studiów zarabia następnie (po zatrudnieniu) więcej niż wynosi średnia krajowa. Przedstawiciele studentów podkreślają, że są pierwszym pokoleniem w historii Wielkiej Brytanii, którego start zawodowy zaczyna się od długów, co jest dla nich deprymujące. Rewizja dotychczasowej polityki Konserwatyści długo bronili swej polityki stypendialnej - zauważa Reuters. Wskazywali, że polityka ta pozwala studentom na większą swobodę w wyborze uczelni i obarcza kosztami studiów głównie tych, którzy są rzeczywistymi beneficjentami systemu. Jednak niezadowolenie młodych Brytyjczyków z rozwiązań wprowadzonych przez Torysów i obietnica Partii Pracy, że po dojściu do władzy zlikwiduje pożyczki studenckie i na nowo wprowadzi stypendia, zmuszają dziś Partię Konserwatywną do rewizji polityki wobec uczelni wyższych. W swym poniedziałkowym wystąpieniu premier May ma przyznać, że Wielka Brytania ma jeden z najdroższych systemów edukacji uniwersyteckiej i że wysokość czesnego w Zjednoczonym Królestwie jest wyższa niż w innych krajach na świecie - wskazuje Reuters. Agencja powołuje się na informacje uzyskane w rządzie Jej Królewskiej Mości. Theresa May ma też zarządzić w poniedziałek przegląd opłat (czesne) i pożyczek stosowanych we wszystkich brytyjskich szkołach wyższych. Poza garstką szkół, większość uniwersytetów stosuje najwyższe taryfy w odniesieniu do trzyletniego cyklu studiów licencjackich - niezależnie od jakości oferowanej edukacji i rangi uzyskiwanego przez studentów dyplomu. "Relacja pomiędzy kosztami i jakością oferowanej edukacji nie jest zachowywana" - ma powiedzieć w poniedziałek brytyjska premier. Jak zapowiedziało biuro prasowe brytyjskiej premier, zaproponowany przez nią systemowy przegląd opłat uniwersyteckich ma pomóc w ustaleniu, "w jaki sposób wspomóc studentów, którzy znajdują się w niekorzystnej sytuacji i w jaki sposób wyrównać ich szanse". Opozycja ostrzega Sekretarz ds. szkolnictwa, Damian Hills powiedział w poniedziałek BBC, że studenci powinni być objęci zróżnicowanym systemem czesnego "w zależności od rynkowej wartości stopni naukowych i dyplomów, jakie zdobywają". "To, na co musimy zwrócić uwagę, to różne aspekty ceny płaconej za edukację: od kosztów danego wykładu i wartości, jaką przedstawia on dla studenta oraz wartości, jaką ma dla naszego społeczeństwa i przyszłości brytyjskiej gospodarki" - wskazał minister Hills. Opozycja twierdzi, że zmiany zapowiadane przez Torysów jeszcze bardziej skomplikują sytuację niemajętnych studentów. "Jeśli opłata za studia na prestiżowych kierunkach, których zakończenie zapewnia wysokie dochody, będzie podwyższona, kierunki te staną się niedostępne dla uboższych studentów" - oświadczyła w niedzielę rzeczniczka Partii Pracy, Angela Rayner. "Premier May tyle mówi o mobilności społecznej, a proponowane zmiany świadczą niestety, że Torysi nie mają bladego pojęcia, na czym ona w istocie polega" - podsumowała Rayner.