W środę Liz Truss po raz pierwszy od czasu zmiany ministra finansów, do której doszło w piątek, a zarazem faktycznego wyrzucenia do kosza całego jej programu gospodarczego przez nowego szefa tego resortu, Jeremy'ego Hunta, odpowiadała na pytania posłów. Od tego, jak wypadnie podczas tej sesji, wielu posłów jej Partii Konserwatywnej uzależniało, czy próbować ją odsunąć z funkcji liderki, czy też dać jej jeszcze szansę. - Bardzo wyraźnie powiedziałam, że przepraszam i że popełniłam błędy. Właściwą rzeczą do zrobienia w tych okolicznościach jest wprowadzenie zmian, które wprowadziłam, oraz kontynuowanie pracy i dotrzymanie obietnic złożonych Brytyjczykom - oświadczyła Truss w Izbie Gmin. Gdy lider opozycyjnej Partii Pracy Keir Starmer wyliczał kolejne punkty jej programu, z których rząd wycofał się w ciągu ostatnich kilku dni, i zapytał, dlaczego w takim razie ona jeszcze tu jest, Truss odparła: "Jestem wojowniczką i nie rezygnuję. Działałam w interesie narodowym, aby zapewnić, że mamy stabilność gospodarczą". Nie wiadomo, jak długo premier Truss utrzyma stanowisko W ocenie brytyjskich mediów szefowa rządu wypadła dobrze, choć to, na ile przedłużyła swoje polityczne życie, nadal jest otwartą kwestią. Już po sesji poselskich pytań kolejny, szósty poseł Partii Konserwatywnej publicznie ogłosił, że wysłał list z żądaniem przeprowadzenia partyjnego głosowania nad wotum zaufania dla Truss. Odpowiadając na pytania Truss złożyła jeszcze jedną ważną deklarację - że jej rząd podtrzymuje zasady corocznej waloryzacji emerytur. Zgodnie z nimi, emerytury są podnoszone o wskaźnik inflacji, o wskaźnik wzrostu płac lub o 2,5 proc. - w zależności od tego, która z tych liczb jest najwyższa. W tym roku jest to zdecydowanie inflacja, która we wrześniu wzrosła do 10,1 proc. w skali roku. Jeszcze w poniedziałek Hunt wykluczył podejmowanie jakichkolwiek zobowiązań przed końcem miesiąca, gdy ma ogłosić średnioterminowy plan fiskalny. Jak wyjaśniło później biuro prasowe Truss, decyzja o waloryzacji emerytur była uzgodniona między nimi.