Za propozycją, przedstawioną przez premier Theresę May, zagłosowało 522 posłów, w tym większość deputowanych Partii Konserwatywnej, Partii Pracy i Liberalnych Demokratów. Zgodnie z ustawą z 2011 roku, która miała utrudnić partiom zwoływanie przedterminowych wyborów w momencie znaczącej przewagi w sondażach, rządowy wniosek w tej sprawie powinien uzyskać 434 głosy (2/3 posłów). W środę przeciwko zagłosowało zaledwie 13 posłów, a 115 nie wzięło udziału w głosowaniu. Rozwiązanie parlamentu obecnej kadencji nastąpi w nocy z 2 na 3 maja, na 25 dni roboczych przed wyborami. Dzień wcześniej premier May spotka się z królową Elżbietą II, formalnie prosząc ją o zgodę na rozwiązanie parlamentu - z monarchinią konsultowano się w tej sprawie jeszcze w poniedziałek, zanim ogłoszono plan publicznie. Przemawiając we wtorek na Downing Street i informując o chęci rozpisania nowych wyborów, jako główny powód decyzji szefowa rządu podała zagrożenie blokowaniem decyzji parlamentu i utrudnianiem negocjacji ws. wyjścia Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej przez partie opozycyjne, które sprzeciwiają się Brexitowi. "Groźne podziały w parlamencie" "Nasi przeciwnicy wierzą, że skoro rządowa większość jest niewielka, (...) będą w stanie zmusić nas do zmiany kursu, ale są w błędzie. (...) Jeśli nie zorganizujemy wyborów parlamentarnych teraz, ich polityczne gierki będą trwały, a negocjacje z UE wejdą w najtrudniejszy etap tuż przed kolejnymi zaplanowanymi wyborami. Podziały w parlamencie mogą zagrozić naszej zdolności do przekucia Brexitu w sukces oraz mogą spowodować szkodliwą niepewność i niestabilność naszego kraju" - tłumaczyła. W normalnym trybie wybory odbyłyby się w maju 2020 roku. Jak wynika z przeprowadzonego w środę sondażu YouGov, decyzja szefowej rządu została pozytywnie przyjęta przez wyborców, z których 49 proc. uważa, że May miała rację, wnioskując o przedterminowe wybory. Przeciwnego zdania było zaledwie 17 proc. Brytyjczyków. Najnowsze sondaże. May zwiększy przewagę? Według najnowszych szacunków w czerwcowym głosowaniu premier May - dotychczas rządząca bez bezpośredniego mandatu demokratycznego - może liczyć na znaczne zwiększenie przewagi swej partii w Izbie Gmin, gwarantując rządowi większy komfort podczas rozpoczynających się dwuletnich negocjacji w sprawie wyjścia kraju z Unii Europejskiej. Badanie preferencji politycznych ośrodka YouGov dla dziennika "The Times" z weekendu wielkanocnego pokazało, że aż 44 proc. wyborców oddałoby głos na partię rządzącą, a zaledwie 23 proc. na Partię Pracy, dając May aż 21 punktów procentowych przewagi nad rywalami. Prounijni Liberalni Demokraci mogliby liczyć na 12 proc. głosów, a eurosceptyczna Partia Niepodległości Zjednoczonego Królestwa (UKIP) - na 10 proc. Zgodnie z wyliczeniami telewizji Sky News przełożyłoby się to na aż 395 mandatów dla Partii Konserwatywnej (obecnie 330) przy zaledwie 164 mandatach dla Partii Pracy (229), 56 dla Szkockiej Partii Narodowej (54) i 11 dla Liberalnych Demokratów (9). Ostrożniejsze sondaże sugerują, że torysi mogą liczyć na przewagę około 100 mandatów nad opozycyjną Partią Pracy, znacząco wzmacniając pozycję premier May w negocjowaniu Brexitu. Brexit najistotniejszy dla wyborców Krótka, zaledwie siedmiotygodniowa kampania wyborcza, może promować partię rządzącą, która dysponuje także bardziej zorganizowanym zapleczem, w tym grupą zdyscyplinowanych, eurosceptycznych sponsorów. Główną osią kampanii będzie udzielenie mandatu negocjacyjnego rządowi May na rozmowy ws. wyjścia Zjednoczonego Królestwa z UE, a fundamentem manifestu wyborczego torysów stanie się prawdopodobnie list szefowej rządu do przewodniczącego Rady Europejskiej Donalda Tuska. List ten formalnie rozpoczął procedurę opuszczenia Wspólnoty, nakreślając główne warunki rządu w Londynie, w tym m.in. rezygnację z członkostwa we wspólnym rynku UE. Zgodnie z badaniami opinii publicznej Brexit jest uważany przez wyborców za najistotniejszy temat w aktualnej polityce brytyjskiej, wyprzedzając m.in. kwestie gospodarcze i kryzys w służbie zdrowia. Blisko milion Polaków mieszkających w Wielkiej Brytanii nie będzie miało prawa głosu, poza tymi osobami, które przyjęły również brytyjskie obywatelstwo. Z Londynu Jakub Krupa