W mediach społecznościowych pojawiło się nagranie, na którym weterynarze w niebieskich kombinezonach wspierani przez policjantów wyprowadzają alpakę zamieszkującą farmę w zachodniej Anglii. „Zakażone zwierzę zostało uśpione przez pracowników Agencji Zdrowia Zwierząt i Roślin (APHA). Decyzja ta była niezbędnym środkiem, by zapobiegać rozprzestrzenianiu się bydlęcej gruźlicy” - przekazał brytyjski Departament Środowiska, Żywności i Wsi. Gruźlica bydła to przewlekła choroba bakteryjna, która dotyka różnych gatunków ssaków. Może przenosić się na ludzi poprzez spożycie niepasteryzowanego mleka. Właścicielka alpaki, która jest weterynarzem zapewniała wielokrotnie, że test zwierzęcia dał wynik fałszywie pozytywny i w rzeczywistości jest ono w pełni zdrowe. Wskazuje, że w Nowej Zelandii, skąd zwierzę zostało sprowadzone, było badane cztery razy i nie stwierdzono choroby. Jak informuje Reuters, kobieta wydała tysiące funtów na sądową batalię, która zakończyła się porażką. SPRAWDŹ: Krzysztof Jackowski nie kryje przerażenia. "Coś przedostanie się do powietrza"Helen Macdonald niedawno przegrała sprawę apelacyjną przed sądem, który nie pozwolił na przeprowadzenie kolejnego testu, a ministerstwo środowiska poinformowało, że ze względu na bezpieczeństwo innych zwierząt Geronimo musi zostać uśpiony. W poniedziałek po południu spod budynku ministerstwa środowiska pod siedzibę premiera na Downing Street przeszła niewielka manifestacja w obronie Geronimo, choć wbrew początkowym zapowiedziom organizatorów, ze względów bezpieczeństwa nie przyprowadzono na nią innych alpak. Jednak stała się kłopotliwa politycznie dla Borisa Johnsona, nie tylko z racji wspomnianej petycji. W poniedziałek w obronie Geronimo wystąpił ojciec premiera, Stanley, a w obrońcy alpaki zapowiadali wcześniej, że zwrócą się też z prośbą o interwencję do żony szefa rządu Carrie, która w przeszłości pracowała w organizacji ekologicznej.