- Wobec tak agresywnego programu - cięć w zatrudnieniu, warunkach pracy, wynagrodzeniach i emeryturach - RMT nie ma innego wyjścia, jak tylko bronić naszych członków na wielką skalę i powstrzymać ten wyścig - oświadczył Mick Lynch, sekretarz generalny RMT, związku zawodowego pracowników kolei, gospodarki morskiej i transportu. To oznacza, że we wtorek strajk rozpocznie ponad 40 tys. pracowników niemal wszystkich głównych przewoźników kolejowych w Wielkiej Brytanii. Sam strajk zaplanowany jest na trzy dni - wtorek, czwartek i sobotę, ale zakłócenia odczuwalne będą także w dni po tych wymienionych i przewoźnicy apelują, by w okresie do niedzieli włącznie podróżować tylko, jeśli jest to niezbędne. Wielka Brytania: Opóźnienia na kolei W okresie strajku obsługiwanych będzie 4500 tras kolejowych dziennie, podczas gdy normalnie jest to ponad 20 tys., ale będą obowiązywały na nich zmienione rozkłady - pociągi zaczną kursowanie później niż zwykle i będą wcześniej kończyć. Na dodatek we wtorek do strajku na 24 godziny przyłączą się pracownicy londyńskiego metra, co powoduje, że tego dnia należy się spodziewać paraliżu komunikacyjnego w brytyjskiej stolicy. Strajk jest wynikiem sporu o płace i warunki pracy. RMT domaga się podwyżek płac o 7 proc., co wciąż byłoby poniżej inflacji, ale więcej niż oferują pracodawcy. Lynch powiedział, że ostatnie oferty operatora trakcji kolejowej Network Rail i prywatnych przewoźników kolejowych zostały odrzucone. Ale pośrednio winą za strajk obarczył też rząd, twierdząc, że minister transportu Grant Shapps obciął miliardy funtów na finansowanie transportu publicznego, a rząd próbuje przeforsować redukcję tysięcy miejsc pracy. "Odciski palców Granta Shappsa i DNA (ministra finansów) Rishiego Sunaka są wszechobecne w problemach na kolei" - przekonuje Lynch. Shapps z kolei mówi, że związki zawodowe w branży kolejowej powstrzymują branżę przed unowocześnieniem "przestarzałych praktyk pracy", takich jak dobrowolna praca w niedziele. Zakwestionował też twierdzenia związków o braku podwyżek dla pracowników kolei. Brytyjski rząd - który nie jest stroną w tym sporze - podkreśla również, że strajk oznacza problemy dla setek tysięcy niczemu niewinnych pasażerów, ale przyniesie też odwrotne skutki od zamierzonych dla samych pracowników kolei.