O wyjeździe księcia na polowanie napisał tabloid "The Sun", cytując krytyczne opinie organizacji zajmujących się ochroną przyrody i dzikich zwierząt. Wprawdzie dziki i jelenie nie są pod ochroną i hiszpańskie prawo nie zakazuje polowań na nie, ale organizacje chroniące faunę krytykują wnuka Elżbiety II za to, że wybrał tak niefortunny moment na łowy. Nie brak głosów, że jest to dla niego PR-owska katastrofa. W niedzielę książę William i jego ojciec - książę Karol ogłoszą nagranie wideo "Wspólnie ratujmy dzikie gatunki". Następnie w najbliższych dniach wystąpią w Londynie na międzynarodowej konferencji inaugurując działalność organizacji Tusk Trust, stawiającej sobie za cel ukrócenie nielegalnego handlu kością słoniową i rogami nosorożca. Organizację tę wnuk Elżbiety II będzie promował w najbliższych dniach m.in. w Towarzystwie Zoologicznym i Muzeum Przyrody. Od ponad roku książę William przewodniczy organizacji United for Wildlife, zrzeszającej siedem organizacji zajmujących się ochroną dzikich gatunków zwierząt i walką z kłusownictwem. Współpraca z Tusk Trust i United for Wildlife ma być dla księcia swego rodzaju platformą publicznej działalności w słusznej sprawie na długie lata, ponieważ musi się on liczyć z długim okresem oczekiwania na tron. W Hiszpanii książę William polował na terenie posiadłości La Garganta w pobliżu Sewilli o powierzchni 37 tys. hektarów należącej do księcia Westminsteru Geralda Grosvenora, trzeciego na liście najbogatszych Brytyjczyków