Jeżeli wedle żądań transportowców, w ciągu następnych 10 dni rząd nie obniży podatku ukrytego w cenie benzyny, protesty mogą znowu doprowadzić do paraliżu dróg i autostrad. W Wielkiej Brytanii jest on wyjątkowo wysoki, bo wynosi bowiem aż 80 procent ceny benzyny. Ultimatum postawione rządowi mija dopiero 13 listopada, ale brytyjscy kierowcy, pamiętający kryzys sprzed dwóch miesięcy, już teraz tankują swoje samochody na zapas. Rząd stara się uspokoić sytuację. Premier Tony Blair wystąpił nawet z apelem do społeczeństwa, by nie ulegało panice. Wszystkie rafinerie pracują normalnie, a dystrybucja paliwa również przebiega bez zakłóceń. Jednakże z powodu wzmożonego popytu niektóre stacje już zmuszone były "zawiązać węzły na wężach" dystrybutorów. Brytyjski minister finansów Gordon Brown ostrzegł, iż w swym przedbudżetowym raporcie, który przedstawi w przyszłym tygodniu, nie ma niczego, co mogłoby zadowolić transportowców. Czyżby więc Wielka Brytanię czekały święta o suchym baku? Posłuchaj relacji londyńskiego korespondenta radia RMF, Bogdana Frymorgena: