Jeremy Corbyn długo milczał na temat działań prezydenta Wenezuli Nicolasa Maduro. W końcu dziennikarzom udało się wydobyć z lidera laburzystów komentarz na temat ostatnich wydarzeń w tym kraju. 68-letni polityk potępił przemoc "po obu stronach", ale odmówił potępienia socjalistycznego prezydenta Maduro. Corbyn podkreślił, że "jest bardzo zasmucony" informacjami o ofiarach zamieszek, ale znów podkreślił, że byli to zarówno protestujący, jak i służby bezpieczeństwa. "Przemoc nie rozwiąże problemów Wenezueli" - powiedział Corbyn, a o kryzys w tym kraju obwinił zbyt duże uzależnienie gospodarki od cen ropy. Lider opozycji w bardzo zawoalowany sposób odniósł się do autorytarnych działań Maduro. "Musi wywiązać się dialog w poszanowaniu niezależności sądownictwa i praw człowieka" - usłyszeli dziennikarze. "Ale musimy także dostrzec, że w Wenezueli podjęto skuteczne działania na rzecz redukowania biedy i analfabetyzmu oraz polepszania warunków życia najbiedniejszych mieszkańców" - zaznaczył Corbyn. Polityk był otwartym zwolennikiem poprzedniego wenezuelskiego przywódcy Hugo Chaveza, a gdy zastąpił go Nicolas Maduro, gratulował mu w wenezuelskiej telewizji. Maduro w rewanżu nazwał go "przyjacielem Wenezueli". To nie pierwszy raz, gdy Jeremy Corbyn przejawia słabość do autorytarnych, socjalistycznych reżimów. Fidela Castro określał jako "czempiona sprawiedliwości społecznej". (mim)