Wielka Brytania. Czterolatka zagryziona przez psa we własnym ogrodzie
Alice Stones została śmiertelnie pogryziona przez psa w ogrodzie jej domu. Do ataku doszło wieczorem 31 stycznia. Świadkowie zdarzenia twierdzą, że na czterolatkę rzucił się buldog amerykański, którego rodzina przygarnęła ze schroniska. Tragedię skomentował premier Rishi Sunak, który złożył kondolencje bliskim ofiary oraz pochwalił służby za szybką interwencję.
Przerażający incydent z udziałem dziecka wstrząsnął lokalną społecznością mieszkającą w Milton Keynes, angielskiej miejscowości położonej 75 km od Londynu. Czterolatka została zaatakowana przez psa na tyłach rodzinnego domu około godz. 17:00. Niestety obrażenia dziewczynki były zbyt poważne i przybyłe na miejsce służby stwierdziły zgon.
Mieszkańców znajdujących się w pobliżu domów ewakuowano z obawy, że pies może się wydostać na ulicę. Osaczone przez policjantów zwierzę zostało zastrzelone.
Następnego dnia po tragedii zjawiły się zespoły kryminalistyczne w odzieży ochronnej, aby przeprowadzić szczegółowe badania ogrodu na tyłach budynku.
Policja wciąż pozostaje na miejscu, zabezpieczając teren. W zdarzeniu nie ucierpiały żadne osoby postronne, a będących w szoku bliskich zmarłej wspierają specjalnie przeszkoleni funkcjonariusze. W związku ze śledztwem nie dokonano żadnych aresztowań - podaje Sky News.
Nadinspektor Matt Bullivant przekazał mediom, że jest to "absolutnie tragiczny incydent, w którym uważamy, że dziecko zginęło na skutek ataku psa". - Oczywiście jesteśmy na bardzo wczesnym etapie dochodzenia i spekulowanie na temat dokładnych okoliczności tego zdarzenia w tym momencie byłoby błędne i nieprzydatne - podkreślał.
- Rozumiem, jak duży wpływ będzie to miało na społeczność i szerszą opinię publiczną, a ludzie mogą spodziewać się dużej obecności policji w okolicy dzisiejszego wieczoru i później, podczas gdy nasze dochodzenie będzie kontynuowane - zapewnił policjant.
W rozmowie z Daily Mail Online jeden z sąsiadów stwierdził, że dziewczynka została zaatakowana przez buldoga amerykańskiego. Rodzina zmarłego dziecka miała go przygarnąć ze schroniska. Pies mieszkał pod wspólnym dachem z czterolatką od niedawna - sąsiedzi mówią o okresie około dwóch miesięcy. Zajmująca się sprawą policja z Thames Valley nie potwierdziła dotąd rasy zwierzęcia ani tego, czy pies faktycznie należał do rodziny.
Jej członek powiedział brytyjskiemu portalowi: "Próbujemy po prostu pogodzić się z tym, co się stało. To okropne". Miejscowi zostawili w środę kwiaty przed domem Alice, wspominając i opłakując jej nieoczekiwaną śmierć. Internetowa redakcja The Sun dotarła do sąsiada, który przyznał, że w chwili ataku słyszał rozpaczliwie wołania.
"Brzmiało to, jakby jej mama Louise krzyczała: 'Ona nie żyje, ona nie żyje!'. To były przeszywające krzyki" - relacjonował tamten wieczór świadek. "Zostaną ze mną na zawsze. To był koszmar. Jestem załamany. Będą mnie prześladować" - wyznał.
Kondolencje rodzinie tragicznie zmarłej czterolatki w brytyjskim parlamencie złożył premier Rishi Sunak i podziękował służbom ratunkowym za "szybką i profesjonalną reakcję".