Cameron stara się rozprawić w artykule z trzema - jak pisze - "nieporozumieniami" wokół głosowania na kandydaturę Jean-Claude'a Junckera na szefa Komisji Europejskiej. Premier przyznaje, że przegrał w Brukseli stosunkiem głosów 2:26, ale twierdzi, nie mógł wzorem pani Margaret Thatcher przeforsować brytyjskiego oporu, gdyż w kwestii obsady stanowisk w Komisji nie dysponuje, jak ona, wetem. Nie jest też prawdą, że swoim oporem zaszkodził perspektywom reformy wewnętrznej w Unii i renegocjacji warunków członkostwa Wielkiej Brytanii. "Po drodze będą wzloty i upadki - pisze brytyjski premier - ale przecież i tak już sporo udało się osiągnąć, jak choćby ograniczenie budżetu Komisji Europejskiej". Zdaniem Camerona, nieprawdą jest także stwierdzenie, że Londyn stracił sojuszników w Europie. Jak oceniają komentatorzy, premier chce zapewne odbudować więzy z tymi sojusznikami, jak Niemcy, Szwecja i Holandia, przeciwko którym jeszcze trzy dni temu padały w Londynie bardzo ostre słowa. "W wyniku tchórzostwa innych przywódców, którzy nie byli gotowi powiedzieć publicznie tego, co mówili prywatnie, o wiele trudniej będzie przekonać brytyjskie społeczeństwo, że może Europie zaufać" - mówił konserwatywny minister zdrowia Jeremy Hunt. Tymczasem premier David Cameron wczoraj wieczorem w rozmowie telefonicznej pogratulował Junckerowi nominacji i zapewnił, że Wielka Brytania będzie nadal współpracować z Komisją Europejską w dziele reformowania Unii.