Wiceprzewodnicząca Komisji Europejskiej mówiła o tym w piątek (20 listopada) na wirtualnej konferencji zorganizowanej przez brukselski think tank Centre for European Reform. Jej słowa wpisują się w spór z Polską i Węgrami, które zgłosiły zastrzeżenia w związku z rozporządzeniem dotyczącym powiązania środków unijnych z przestrzeganiem zasad praworządności. - Przykro mi to mówić, ale w czasach komunistycznych był taki sam wzorzec i metodologia: jeśli nie staniesz w szeregu, jeśli się nie dostosujesz ideologicznie do głównego nurtu, to jesteś karany - oświadczyła węgierska minister sprawiedliwości Judit Varga. "Kompromis jest na stole" Wiceszefowa KE Viera Jourova mówiła na wideokonferencji, że "w ostatnich dniach w debacie publicznej pojawiło się wiele nieporozumień" i zauważyła konieczność ich wyjaśnienia. - Kompromis, który jest na stole, nie jest ideologiczny, jest bardzo trzeźwy i mocno zakotwiczony w prawie. Definicja praworządności jest skodyfikowana w art. 2 projektu rozporządzenia - przekonywała Jourova. Jak zaznaczyła, przepisy te nie są skierowane do konkretnych państw członkowskich, a wręcz przeciwnie, ich celem jest wychwycenie potencjalnych zagrożeń, gdziekolwiek się pojawią, i odstraszenie tych, którzy mogliby chcieć likwidować demokratyczne mechanizmy kontroli i równowagi. "Aparat państwa nie ma kontrolować, ale służyć" - Myślę, że absolutnym minimum jest oczekiwanie, że fundusze UE, ostatecznie pochodzące od każdego podatnika unijnego, trafią tam, gdzie praworządność nie jest zagrożona. Nasze wartości nie są dodatkiem do jednolitego rynku, nie są lewicowe ani prawicowe, konserwatywne czy postępowe - są sprawiedliwe i podzielane przez nas wszystkich - zaznaczyła Czeszka na wideokonferencji brukselskiego think tanku. Jak mówiła, gdyby miała wybrać jedną cechę, którą mają demokracje, a której nie ma reżim autorytarny, byłoby to zaufanie. - W demokracji wierzymy, że nasz sąsiad nas nie szpieguje ani nie donosi na nas do władz, bo krytykowaliśmy rządzących. Ufamy, że aparat państwa nie jest po to, by nas kontrolować, ale po to, by nam służyć - wskazywała. "Europa bez zaufania nie jest Unią" Jourova zwróciła uwagę, że UE jest niezwykłym przejawem tego zaufania. W ramach "27" panuje zaufanie, że produkty wyprodukowane w jednym kraju będą bezpieczne w innym - argumentowała. - Ufamy tak mocno, że zdecydowaliśmy się zlikwidować granice wewnętrzne. Ufamy, że orzeczenie sądu w jednym kraju jest sprawiedliwe w każdym innym. To moja największa motywacja do działania, aby przywrócić i utrzymać to zaufanie. Ponieważ Europa bez zaufania nie jest Unią. Demokracja bez zaufania nie jest pełna - podkreśliła. Wiceszefowa Komisji oceniła, że nie będzie wzajemnego zaufania między państwami członkowskimi i ich instytucjami bez praworządności. Jeśli jej zabraknie - oceniła - wspólne zarządzanie UE będzie zagrożone. "Musimy dawać przykład" Jourova zaznaczyła ponadto, że bez praworządności nie będzie również skutecznej polityki regionalnej i polityki spójności, ze względu na korupcję i oszustwa. - Nie będzie skutecznej polityki sąsiedztwa bez rządów prawa, ponieważ musimy dawać przykład, aby przyciągać innych - oświadczyła. Po czwartkowym (19 listopada) szczycie unijnym, który bardzo krótko zajął się problemem mechanizmu warunkowości, przewodniczący Rady Europejskiej Charles Michel zapowiedział negocjacje, aby znaleźć rozwiązanie, które zadowoli wszystkie państwa członkowskie. UE zależy na jak najszybszym porozumieniu, by w życie mógł wejść wieloletni budżet na lata 2021-2027 oraz fundusz odbudowy. Wartość tego bezprecedensowego pakietu finansowego wynosi 1,8 biliona euro.