Wirusem zaraziło się w Chinach od lutego 21 osób, z których sześć zmarło. - Dotychczas stwierdziliśmy sporadyczne przypadki zachorowań na tę rzadką chorobę i być może tak już pozostanie. Nie ma podstaw do przesadnych reakcji czy paniki - oświadczył przedstawiciel WHO w Chinach Michael O'Leary. - Mamy do czynienia ze stosunkowo niewielką liczbą poważnych przypadków, które wiążą się z konsekwencjami dla zdrowia tych osób, jednak na obecnym etapie nie są to konsekwencje dla zdrowia publicznego - podkreślił. Przedstawiciel WHO zastrzegł, że danych na temat innych szczepów grypy nie można odnieść do szczepu H7N9. - H7N9 to wirus od pewnego czasu przenoszący się na ludzi. Sposobu, w jaki się zachowuje, nie można przewidzieć na podstawie wzorców zaobserwowanych w przypadku innych szczepów grypy - powiedział O'Leary. Dodał, że poza Chinami nie stwierdzono przypadków zarażenia tym wirusem. WHO pochwaliła władze chińskie za wysiłki, by powstrzymać rozprzestrzenianie się wirusa. W ramach tych działań wybito kilkadziesiąt tysięcy sztuk drobiu, podejrzanych o przenoszenie H7N9, a kilkaset osób mających bliski kontakt z zarażonymi ludźmi poddano ścisłej obserwacji. Dotyczy to 621 osób, które na razie nie wykazują żadnych niepokojących objawów - poinformował Liang Wannian, dyrektor urzędu zajmującego się prewencją i kontrolą H7N9. Wirus H7N9 wcześniej nie przenosił się na ludzi. Przypadki zachorowań wywołały powszechne obawy, a w chińskim internecie i prasie pojawiły się opinie, że władze za długo zwlekały z ogłaszaniem kolejnych zarażeń. Agencja Reuters przypomina, że w 2003 roku chińskie władze początkowo próbowały ukrywać informacje na temat epidemii zespołu ciężkiej niewydolności oddechowej SARS, w wyniku której zmarło 10 proc. z 8 tys. zarażonych osób. W przypadku H7N9 argumentowano, że długo trwała identyfikacja tego wirusa.