57-letni dyplomata zajmował się dotychczas polityką bezpieczeństwa w NATO. Do jego zdań obok obrony wolności internetu i zapobiegania cyberatakom będzie należała ochrona przed internetową inwigilacją ze strony obcych służb - czytamy w gazecie. Decyzja szefa dyplomacji to reakcja na rewelacje ujawnione w czerwcu przez byłego współpracownika amerykańskich służb wywiadowczych Edwarda Snowdena. Amerykański informatyk poinformował, że Agencja Bezpieczeństwa Narodowego (NSA) prowadzi za pomocą systemu PRISM inwigilację elektroniczną na wielką skalę obejmującą także sojuszników Stanów Zjednoczonych. Jak utrzymuje Snowden, NSA rejestrowała miesięcznie w Niemczech średnio ok. 500 mln rozmów telefonicznych, e-maili i SMS-ów. Kanclerz Angela Merkel i jej ministrowie twierdzą, że nic nie wiedzieli o praktykach stosowanych przez amerykański wywiad. Prezydent Niemiec Joachim Gauck wyraził w piątek głębokie zaniepokojenie działaniami NSA. Jego zdaniem obawa, że rozmowy telefoniczne lub e-maile są rejestrowane i zapisywane przez służby zagraniczne, ogranicza poczucie wolności obywateli Niemiec i grozi naruszeniem podstawowego prawa obywatelskiego jakim jest wolność. Jak zaznaczył, państwo bywa czasami zmuszone do ograniczenia wolności, by móc zagwarantować bezpieczeństwo i bronić obywateli przed terroryzmem. "Należy jednak zachować odpowiednie proporcje" - zastrzegł Gauck. Społeczeństwo niemieckie jest szczególnie uczulone na sprawy dotyczące ochrony danych. W ubiegłym stuleciu Niemcy byli dwukrotnie przedmiotem totalnej kontroli ze strony własnej policji politycznej - w czasach III Rzeszy inwigilację prowadziło Gestapo, a w NRD komunistyczna służba bezpieczeństwa Stasi.