- Straty w rzeczywistości są natury duchowej, ponieważ wygląda na to, że w naszym kraju są ludzie siejący terroryzm - ocenił na antenie telewizji Globovision Abraham Garzon, przewodniczący wenezuelskiej społeczności żydowskiej, liczącej około 15 tys. członków. Był to już drugi w tym roku atak wymierzony w wenezuelskich Żydów. 30 stycznia w Caracas splądrowana i zbezczeszczona została synagoga. Sprawcy ukradli wówczas m.in. komputer z danymi adresowymi członków wspólnoty żydowskiej. Władze wenezuelskie aresztowały dotychczas 11 osób podejrzewanych o uczestnictwo w zamachu na synagogę, w tym ośmiu policjantów. O zachęcanie do antysemityzmu oskarżany bywa również sam prezydent Wenezueli Hugo Chavez, mimo że wyraźnie potępił zamach na synagogę. Niepokój tamtejszych Żydów wzbudziła przede wszystkim reakcja Chaveza na izraelską ofensywę w Strefie Gazy. Nie tylko nazwał on wówczas Izrael "zbrodniczym państwem", ale wydalił także z kraju izraelskiego ambasadora. W czwartek za bierność w obliczu nasilającego się zjawiska antysemityzmu skrytykował wenezuelską głowę państwa Sergio Widder z Centrum Szymona Wiesenthala. Zarzucił Chavezowi brak reakcji na szereg postrzeganych jako antysemickie publikacji w prorządowych portalach internetowych i gazetach.