- Wydałem instrukcje, żeby wszystkie złoża naftowe w dolinie Orinoko 1 maja znalazły się pod naszą kontrolą - powiedział na konferencji prasowej Chavez. Do tego czasu wielkie międzynarodowe koncerny mają przekazać kontrolę nad projektami naftowymi wenezuelskiej spółce państwowej Petroleos de Venezuela. Prezydent Wenezueli, któremu parlament przyznał prawo do rządzenia przez półtora roku za pomocą dekretów, zapowiedział, że państwo przejmie co najmniej 60 proc. udziałów w inwestycjach na wschodzie kraju. Zagraniczne firmy mogą zachować mniejszościowe udziały, jednak muszą się w tej sprawie porozumieć z rządem Wenezueli przed wyznaczonym terminem. Renacjonalizacja wydobycia ropy naftowej może jednak napotkać przeszkody. Urzędnicy wenezuelscy twierdzą, że Caracas narazi się na idące w miliony dolarów kary, jeśli przejmie projekty finansowane przez międzynarodowe banki. W środę, po otrzymaniu przez Chaveza uprawnień do rządzenia za pomocą dekretów, prezydent USA George W. Bush wyraził zaniepokojenie tym przejawem centralizacji władzy w Wenezueli. Chavez zripostował w czwartek, że "prezydent USA powinien zrezygnować, jeśli ma choć odrobinę godności". Wenezuelski przywódca uspokajał również, że nie zamierza naśladować modelu kubańskiego ani sowieckiego. - Zbudujemy własny model - powiedział Chavez. Prezydent Hugo Chavez, wybrany pod koniec ubiegłego roku na drugą kadencję, zapowiedział również, że wykorzysta prawo do wydawania dekretów z mocą ustawy także do nacjonalizacji firm sektora telekomunikacyjnego, gazowego oraz energetycznego. Zapewnił, że nie dojdzie do upaństwowienia całej gospodarki kraju i przejęte zostaną wyłącznie strategiczne sektory. Rząd USA wyraził nadzieję, że amerykańskie firmy zostaną potraktowane zgodnie z międzynarodowymi przepisami. Amerykański Departament Energii skrytykował decyzję Chaveza, jako odstępstwo od "otwartych i przejrzystych zasad rynkowych". Wenezuela jest czwartym największym dostawcą ropy do USA.