Według CNE 50-letni Maduro - kandydat rządzącej Zjednoczonej Partii Socjalistycznej i dotychczasowy wiceprezydent kraju - zdobył 50,66 proc. głosów, a jego rywal, centrysta Radonski uzyskał 49,07 proc. Maduro, namaszczony na następcę przez zmarłego w tym roku prezydenta Hugo Chaveza, zwyciężył różnicą ok. 234 tys. głosów. Capriles nie uznał wyniku wyborów i domaga się ponownego przeliczenia wszystkich głosów. Powołuje się przy tym na dane swego sztabu wyborczego, który miał udokumentować ok. 3,2 tys. nieprawidłowości - od legitymowania się fałszywymi dowodami tożsamości podczas głosowania po zastraszanie pracowników lokalnych komisji wyborczych. Rzecznik Białego Domu Jay Carney powiedział, że "przeliczenie wszystkich głosów byłoby ważnym, rozsądnym i koniecznym krokiem do zapewnienia, by wszyscy Wenezuelczycy mogli uznać wyniki wyborów za wiarygodne". O to samo zaapelował również sekretarz generalny Organizacji Państw Amerykańskich (OAS) Jose Miguel Insulza. Tymczasem przewodnicząca wenezuelskiej komisji wyborczej (CNE) Tibisay Lucena w ostrych słowach odrzuciła apele Caprilesa w poniedziałek i skrytykowała go za "brak szacunku dla wenezuelskiego prawa i instytucji państwa". OAS i USA oskarżyła o próby interweniowania w wewnętrzne sprawy Wenezueli. "Groźby i zastraszanie to nie sposób na odwoływanie się od decyzji CNE" - powiedziała Lucena, przez opozycję określana jako marionetka rządzących socjalistów. W wielu częściach Caracas w poniedziałek doszło do demonstracji opozycji, po tym jak Capriles nawoływał do pokojowych protestów. W całym mieście tysiące studentów starło się z oddziałami Gwardii Narodowej. Funkcjonariusze użyli gazu łzawiącego i strzelali plastikowymi nabojami, by rozproszyć tłum młodych ludzi i powstrzymać ich marsz ku centrum miasta; protestujący rzucali w nich kamieniami i betonowymi odłamkami. Do protestów doszło też w miastach na prowincji. Jak dotąd nie pojawiły się doniesienia o rannych. Maduro zostanie zaprzysiężony na sześcioletnią kadencję w najbliższy piątek.