Demonstranci oskarżają rząd prezydenta Nicolasa Maduro o spowodowanie bardzo wysokiej inflacji, dotkliwych braków w zaopatrzeniu rynku wskutek stosowania polityki niskich cen na podstawowe artykuły żywnościowe sprzedawane w ubogich dzielnicach miast i stosowanie represji wobec przeciwników politycznych. W mieście San Cristobal, które media określają jako "strefę wojenną", wobec rozruchów na ulicach wiele sklepów pozostało w czwartek zamkniętych. Prezydent Maduro zapowiedział "energiczne działania", aby wenezuelskie miasta nie przekształciły się w "nowe Bengazi". Obok gróźb zastosowania bardziej energicznych represji wobec demonstrantów Maduro obiecuje od paru dni reformy, które stworzą lepsze warunki dla działania prywatnych przedsiębiorstw. Od czwartku rząd zniósł zakaz swobodnego handlu dewizami, aby "ustabilizować rynek walutowy". Według obserwatorów, Maduro chce w ten sposób osiągnąć także cel polityczny: osłabić falę niezadowolenia. W Wenezueli system państwowej kontroli wymiany walut, który istnieje od 2003 roku, dawał państwu monopol w tej dziedzinie i pozwalał ścigać przestępstwo określane jako "nielegalny handel dewizami". Maduro, ogłaszając zniesienie zakazu, przyznał, że "gospodarka nie cierpi dogmatyzmu". Było to pierwsze tego rodzaju pośrednie przyznanie się do dogmatycznych błędów popełnianych przez rząd w polityce finansowej i gospodarczej. Od kwietnia ub. roku, gdy Maduro objął urząd prezydenta, inflacja w Wenezueli przekroczyła 50 proc. W obliczu trwających od dwóch tygodni demonstracji opozycji, głównie z udziałem młodzieży, w których zginęło dotąd sześciu ich uczestników, rząd prezydenta Maduro zdaje się szukać nie tylko siłowego rozwiązania narastającego konfliktu wewnętrznego. Klimat polityczny sprzyjający tej tendencji, która ma jednak przeciwników w samym wenezuelskim obozie rządowym, stworzyła Organizacja Państw Amerykańskich (OPA). Podczas jej środowego posiedzenia w Waszyngtonie ambasador USA przy tej organizacji Carmen Lomellin nie powtórzyła upomnienia sekretarza stanu Johna Kerry'ego, który wezwał Maduro do "poszanowania swobód wszystkich obywateli". Nie wzywała także do stosowania sankcji wobec Wenezueli, na które pozwala Międzyamerykańska Karta Demokratyczna, ale które w znacznej mierze uniemożliwia układ sił politycznych w OPA. Waszyngton mógłby liczyć w tej sprawie jedynie na poparcie ze strony Kanady i Panamy - podkreślały media latynoamerykańskie w komentarzach do obrad OPA. Wpływowy madrycki dziennik "El Pais" wymienia m.in. Chile, Meksyk, Argentynę, Kolumbię, Ekwador, Boliwię i Nikaraguę wśród krajów przeciwnych ewentualnej rezolucji OPA potępiającej rząd Wenezueli za tłumienie demonstracji opozycyjnych. Ambasador Wenezueli w OPA Roy Chaderton, czyniąc aluzje do licznych w historii "ingerencji imperium" w sprawy Ameryki Łacińskiej, nie obciążał jednak tym razem Stanów Zjednoczonych odpowiedzialnością za "próbę ulicznego i medialnego zamachu stanu", jak określił obecną falę demonstracji antyrządowych w Wenezueli. Chaderton, odpowiadając bezpośrednio na amerykański apel pod adresem rządu Maduro o "zapoczątkowanie dialogu", zapewnił": "Chavistowski rząd pozostaje otwarty na rozmowy z demokratycznym sektorem opozycji, z odpowiedzialnymi przedstawicielami dysydentów". Umieszczenie w areszcie wojskowym opozycyjnego przywódcy Leopoldo Lopeza, który stał na czele najnowszych demonstracji antyrządowych, rząd Maduro stara się przedstawić jako "uzgodnione z zainteresowanym posunięcie podjęte przez wzgląd na bezpieczeństwo osoby Lopeza". Ambasador Wenezueli w Madrycie Mario Isea twierdził w czwartek na konferencji prasowej w stolicy Hiszpanii, że "Lopez nie został zatrzymany z powodu swych poglądów, lecz dlatego, że wzywał demonstrantów do stosowania przemocy".