Około 100 tysięcy ludzi zgromadził wiec z udziałem samego Chaveza. Demonstranci ubrani w czerwone T-shirty z napisem "Tak!" przemaszerowali przez ulice stolicy. W ostatnie dni manifestowali przeciwnicy zmian w konstytucji - opozycja, studenci i obrońcy praw człowieka. Uważają oni, że zmiany, które przewidują m.in. możliwość ograniczenia swobód obywatelskich (w przypadku stanu wyjątkowego władze będą mogły bezterminowo przetrzymywać obywateli bez postawienia zarzutów), są zagrożeniem dla demokracji. Chavez ostro zaatakował tych, którzy krytykują przedłożone przez niego poprawki do ustawy zasadniczej. Nazwał ich "bogatymi dzieciakami urodzonymi w czepku" i zapowiedział, że wobec nich rząd "nie może być tak słaby". Łącznie 69 poprawek zmierza ku ścisłej kontroli rządu nad bankiem centralnym i wydłużeniu kadencji prezydenta z sześciu do siedmiu lat. Pozwalają one też na ubieganie się na ten urząd nieograniczoną liczbę razy, co otwierałoby możliwość kolejnej kadencji samego Chaveza, rządzącego od 1999 roku. Przegłosowane już przez parlament zmiany muszą jeszcze zyskać poparcie obywateli w referendum przewidzianym na 2 grudnia.