W autobusie znajdowało się 51 pasażerów - pielgrzymów z miejscowości Stoczek koło Czemiernik (Lubelskie). Pielgrzymi jechali do sanktuarium maryjnego w Medjugorie, w Bośni i Hercegowinie. Wśród ofiar śmiertelnych jest 10 mężczyzn, 7 kobiet i 2 dzieci. Zidentyfikowano ciała 10 ofiar wypadku Spośród 19 śmiertelnych ofiar zidentyfikowano już ciała dziesięciu, w tym 14-letniego chłopca - poinformowało dzisiaj po południu Węgierskie Radio. Niezidentyfikowano jeszcze 5-6-letniej dziewczynki. Lekarze przeprowadzili już osiem sekcji zwłok. Stwierdzili, że w większości przypadków bezpośrednią przyczyną śmierci były rozległe obrażenia wewnętrzne. Stan rannych stabilny Stan rannych w wypadku, znajdujących się na intensywnej terapii, lekarze oceniają w tej chwili jako stabilny, choć w przypadku niektórych jako bardzo poważny - powiedziała o 14.30 konsul RP Teresa Notz. Węgierscy policjanci rozpoczęli już przesłuchania tych rannych, którzy są w stanie odpowiadać na pytania. Sześć osób wróci dzisiaj rządowym samolotem do kraju. MSZ: lista ofiar być może jutro Według rzecznika MSZ Bogusława Majewskiego, lista śmiertelnych ofiar wypadku polskiego autokaru na Węgrzech może być znana jutro rano. Tego dnia na Węgry uda się misja MSZ, która "wzmocni" wydział konsularny ambasady RP. Dodał jednak, że procedura identyfikacji jest bardzo pracochłonna i w wielu przypadkach wymagać będzie przyjazdu na miejsce rodzin ofiar. Według Majewskiego, MSZ udzieli pomocy w przejeździe rodzin na Węgry. Jak powiedział rzecznik, "rozpatrywane są różne opcje - zarówno z przewoźnikiem jak i przedstawicielami parafii organizującej wyjazd". Dodał, że "po stronie organizatora wycieczki jest gotowość zapewnienia przejazdu rodzinom ofiar". Osobną kwestią - jak mówił rzecznik - jest sprowadzenie do kraju poszkodowanych w wyniku wypadku. - Decyzja będzie wydawana w oparciu o opinię lekarską; różni ludzie w różnych warunkach będą musieli wracać - w zorganizowany sposób nie da się tego przeprowadzić i tym właśnie zajmuje się m.in. zespół kryzysowy MSZ - powiedział Majewski. MSZ uruchomiło specjalne linie telefoniczne: (022) 52-39-601; 52-39-885 i 52-39-447. Uczestniczka pielgrzymki: pomoc była sprawna - Polscy pielgrzymi ranni w wypadku na Węgrzech zostali otoczeni troskliwą pomocą - mówi jedna z uczestniczek pielgrzymki Dorota Gonet, dziennikarka Radia Lublin, która z obrażeniami kręgosłupa przebywa w szpitalu. - Pogotowie, straż i policja zjawiły się zaraz po wypadku. Dobrze się nami zajęli - powiedziała przez telefon Dorota Gonet. - Siedziałam na ostatnim siedzeniu w tyle autokaru. Panowała cisza. Nagle autokar zakołysał się, był ogromny przechył, jakby coś omijał. Potem wjechał na coś i przewrócił się. Poczułam straszny ból. Koło mnie wypadło okno. Wyczołgałam się przez nie i wyciągnęłam jakąś dziewczynę. Krzyczałam do ludzi, żeby za mną wychodzili. Z tyłu więcej ludzi ocalało, gorzej było na przedzie autokaru - opowiadała Gonet. Jak relacjonuje inna uczestniczka pielgrzymki, Izabela Kluska, większość rannych jest w szoku. - Wszystko pamiętam jak przez mgłę. Nagle zaczęliśmy bardzo ostro skręcać, a po sekundzie autobus leżał na dachu. Pani Kluska wraz z kilkoma innymi osobami dołączyła w Dukli do pielgrzymki, jadącej ze Stoczka koło Czemiernik w Lubelskiem. Wsiadła do autokaru wczoraj o godzinie 12. Większość pielgrzymów pochodziła ze Stoczka i tam wsiadła do autobusu. Przyczyny wypadku Jak poinformował charge d'affaires ambasady RP w Budapeszcie Roman Kowalski, autobus wpadł na rondo wyhamowujące szybkość (specyficzna forma konstruowania skrzyżowań na Węgrzech). Prawdopodobnie nie zauważył nie oświetlonego skrętu, najechał lewym kołem na wysoki krawężnik, przewrócił się na dach i spadł do pobliskiego rowu. Według Kowalskiego, który powołuje się na źródła policyjne, przed rondem nie było śladów hamowania. Węgierskie media sugerują, iż coś mogło odwrócić uwagę kierowcy, który w ostatnim momencie mógł nie zauważyć ronda, odgraniczonego bardzo wysokim krawężnikiem. - Specjaliści ustalają, co spowodowało wypadek. Obecnie są podejrzenia, że przyczyną wypadku była duża prędkość i hamowanie przed skrzyżowaniem. Prawdopodobnie autobus wjechał na skrzyżowanie z prędkością 80 km/h, a w warunkach ruchu okrężnego jest to i tak dużo - powiedział major Ferenc Vass z węgierskiej policji. Po tragedii na Węgrzech - minister zapowiada nasilenie kontroli - Musimy zrobić wszystko, aby polskie autokary jeździły po świecie bezpiecznie, aby kierowcy nie szarżowali, aby nie skracano sztucznie czasu przejazdu - oświadczył dzisiaj podsekretarz stanu ds. transportu w Ministerstwie Infrastruktury Mieczysław Muszyński, który odwiedził rannych w katastrofie polskiego autokaru. - Chcemy wyrazić ogromne podziękowanie władzom węgierskim za troskliwą opiekę, jaką otoczono rannych w wypadku Polaków i rodziny ofiar katastrofy - powiedział. Muszyński przybył na miejsce z komisją Ministerstwa Infrastruktury mającą zbadać przyczyny tragedii oraz przedstawicielami Ministerstwa Zdrowia, Komendy Głównej Policji i Episkopatu Polski. Samolotem poleciało też siedem osób - członków rodzin poszkodowanych w wypadku. O wykorzystaniu samolotu rządowego zdecydował wicepremier, minister infrastruktury Marek Pol. Rzecznik Episkopatu Polski jedzie na Węgry Na Węgry razem z delegacją Ministerstwa Infrastruktury udał się rzecznik Episkopatu Polski o. Adam Schulz. - Ten wypadek napełnił nas smutkiem. Modlimy się za ofiary i zdrowie dla rannych - powiedział przed odlotem o. Schulz. Dodał, że w okresie wakacyjnym odbywa się kilkaset, a nawet tysiące wycieczek i pielgrzymek do miejsc świętych. Są one organizowane najczęściej przez parafie i diecezje. Bardzo rzadko - podkreślił rzecznik Episkopatu - dochodzi do wypadków. Samolot rządowy ma powrócić do Warszawy jeszcze dzisiaj. Być może zabierze niektórych poszkodowanych. Polska policja wysłała swego obserwatora Wydelegowany z Komendy Głównej Policji obserwator uczestniczy w pracy policji węgierskiej, która działa na miejscu tragicznego wypadku polskiego autokaru z pielgrzymami - poinformował rzecznik KGP Paweł Biedziak. - Na mocy porozumień z policją węgierską nasz funkcjonariusz z biura prewencji uczestniczy na miejscu tragicznego wypadku w czynnościach policji węgierskiej. Jest obserwatorem, może też pełnić rolę konsultanta - podkreślił Biedziak. O. Bartosik: wierzymy, że dotarli do sanktuarium Boga w niebie Wierzymy, że Matka Boska wyjedna im zbawienie i jak nie dotarli do jej sanktuarium w Medjugorie, tak sprawi, aby dotarli do sanktuarium Boga w niebie - mówił w homilii podczas mszy św. za ofiary wypadku na Węgrzech prowincjał Zakonu Franciszkanów o. Grzegorz Bartosik. O. Bartosik - główny prowincjał warszawskiej prowincji Zakonu Franciszkanów, jednej z trzech w Polsce, której podlega klasztor w Stoczku - organizator pielgrzymki - udaje się dzisiaj na miejsce wypadku. W poniedziałek odprawił wieczorną mszę w warszawskim kościele franciszkanów przy Nowym Mieście. - Kiedy spotykamy się z takim cierpieniem, z jego tajemnicą, jesteśmy bezradni. Pytamy, dlaczego ktoś umiera i dlaczego przerwane jest życie. Na ziemi odpowiedzi będziemy szukać w błędzie człowieka czy defekcie maszyny. Komisja nam to wytłumaczy - mówił o. Bartosik w homilii. Przeor ze Stoczka: to była nasza dziewiąta pielgrzymka - To była już dziewiąta pielgrzymka organizowana przez nasz klasztor. Organizował ją i prowadził nasz brat Stefan Banaszczuk. On zawsze siadał przy kierowcy. Jak mi wiadomo, nocą starał się z nim rozmawiać, żeby nie zasnął. On znał te trasy, podobnie kierowcy. Do tej pory jeździli bezpiecznie. Na ogół dotychczas w pielgrzymkach uczestniczyli mieszkańcy północnej Lubelszczyzny i południowego Podlasia. Teraz pojechały na nią także osoby z Lublina i z innych regionów Polski - powiedział przełożony oo. franciszkanów ze Stoczka o. Włodzimierz Machaluk. Pielgrzymi mieli dotrzeć do Bośni-Hercegowiny. - Nasi pielgrzymi jechali tam, gdzie - według przekazów - od 11 lat objawia się Matka Boża. Jest tam miejsce modlitw. W tej pielgrzymce uczestniczyło także czterech kapłanów, ponieważ od dziś w Medjugorie zaczynają się rekolekcje kapłańskie dla duchownych z całego świata. Planowano, że weźmie w nich udział dwa tysiące, a może i więcej, duchownych - tłumaczył o. Włodzimierz. - Pielgrzymka rozpoczęła się w niedzielę w naszej kaplicy mszą św. o godz. 6. rano. Po niej pielgrzymi przez Lublin i Duklę wyruszyli na Węgry, przez które mieli dostać się do Bośni i Hercegowiny. Mieli tam dojechać w poniedziałek po południu. Powrót planowano za tydzień, z niedzieli na poniedziałek. Koszt pielgrzymi wynosił 380 zł i 60 euro - dodał o. Machaluk. Jak podał ojciec przeor, codziennie o godz. 18. w klasztornej kaplicy odprawiana jest msza św. Podobnie będzie i dzisiaj. - Będziemy modlić się w intencji pielgrzymów - zaznaczył. W Stoczku był reporter RMF Cezary Potapczuk, który rozmawiał m.in. z rodzinami uczestników tej tragedii: Kondolencje dla rodzin ofiar wypadku Wyrazy "głębokiego współczucia" rodzinom 19 śmiertelnych ofiar wypadku polskiego autokaru na Węgrzech złożył dzisiaj prezydent Aleksander Kwaśniewski - poinformowały służby prasowe prezydenta. Wyrazy współczucia prezydent przekazał też 32 poszkodowanym uczestnikom pielgrzymki i ich rodzinom. "Prezydent RP Aleksander Kwaśniewski z ogromnym bólem i żalem przyjął wiadomość o tragicznym wypadku drogowym polskiego autokaru wiozącego pielgrzymów z Podlasia do Medjugorie w Bośni i Hercegowinie, do którego doszło w dniu 1 lipca o godz. 2 w nocy w miejscowości Keresztur na Węgrzech" - napisano w komunikacie prezydenckiego Biura Informacyjnego. Prezydent Węgier Ferenc Madl przekazał na ręce A. Kwaśniewskiego kondolencje w związku z tragicznym wypadkiem polskiego autokaru na terenie Węgier - poinformowało dzisiaj biuro prasowe polskiego prezydenta. W depeszy kondolencyjnej prezydent Węgier napisał, że informację o wypadku przyjął "z głębokim wstrząsem". "Z narodem polskim wiążą nas bardzo ścisłe więzy, dlatego też szczególnie bolesnym jest, że tragedia, która pociągnęła za sobą 19 ofiar śmiertelnych, dotknęła grupę polskich pielgrzymów. Bardzo bolesnym było też usłyszeć, że w katastrofie zginęło dwoje dzieci" - czytamy w depeszy. Madl zapewnił jednocześnie polskiego prezydenta, że władze węgierskie "uczynią wszystko, by rannym osobom, które pozostały przy życiu, zapewnić daleko idącą pomoc medyczną i powrót do zdrowia, zaś rodzinom i krewnym w należyty sposób służyć niezbędną informacją". Pojazd został kompletnie zmiażdżony Autobus - wydobyty z rowu za pomocą dźwigu i odholowany już przez policję z miejsca wypadku - został całkowicie zmiażdżony. Jedna z rannych, której nogi przygniotła część wraku pojazdu, przez kilka godzin oczekiwała na pomoc ratowników. W rejonie wypadku na odległość wielu metrów wyrzucone zostały bagaże pielgrzymów. Policja przez trzy godziny wydobywała ciała zabitych z autobusu. - To najstraszniejszy wypadek, jaki widzieliśmy. Nigdy jeszcze nie spotkaliśmy tak pokiereszowanego autokaru - relacjonowała polska konsul. Autokar został wynajęty w małej, rodzinnej firmie przewozowej w Białej Podlaskiej "Transport autokarowy". - W autokarze było dwóch doświadczonych kierowców - poinformowała przedstawicielka firmy. - Jeden, właściciel firmy, ponad 20 lat jeździł w Orbisie. Drugi, jego szwagier, ponad 30 lat w PKS-ie - powiedziała córka właściciela Agata Trochimiuk. - Autokar marki DAF był nowy, miał około 3 lat. - Organizator pielgrzymki, franciszkanin o. Stefan, znajduje się wśród rannych - podał rzecznik policji węgierskiej. Minister spraw wewnętrznych Węgier na miejscu wypadku Minister spraw wewnętrznych Węgier Monika Lamperth dzisiaj rano przyjechała na miejsce tragicznego wypadku. Zdaniem węgierskich mediów, tak poważnego w skutkach wypadku drogowego nie notowano w tym kraju od dziesięcioleci. Do miejsca wypadku bardzo ciężko dojechać. Popularna droga dojazdowa z Budapesztu nad Balaton (ok. 170 km) jest zakorkowana. Po dodatkowe informacje można dzwonić do ambasady polskiej na Węgrzech pod numer (00361) 35-11-300, 35-11-301, 35-11-302 lub 35-11-725. PZU wypłaci zaliczki rodzinom ofiar Lubelski oddział PZU SA wypłaci zaliczki na poczet odszkodowań rodzinom Polaków poszkodowanych w wypadku autokaru na Węgrzech. Zorganizuje również transport dla tych, którzy chcą jechać do krewnych - poinformowała dzisiaj rzecznik prasowy PZU Agnieszka Liszka. Autokar, który uległ wypadkowi, był ubezpieczony z tytułu polisy OC w lubelskim oddziale PZU. Rodziny poszkodowanych pojadą na Węgry z opiekunem z lubelskiego oddziału. Na miejscu będzie pomagał im tłumacz oraz psycholog.