Mieszkańcy miejscowości Oecseny, leżącej 130 km na południe od Budapesztu, niedaleko granicy z Serbią i Chorwacją, sprzeciwili się planom przyjęcia dwóch rodzin uchodźców, gdy organizacja pomocy uchodźcom podpisała z miejscowym hotelem umowę na ich zakwaterowanie. Oecseny liczy 2 tys. mieszkańców. Na poniedziałkowym spotkaniu z szefem organizacji Migration Aid Andrasem Siewertem mieszkańcy wysuwali przeciwko uchodźcom takie argumenty jak: "Z początku przyjeżdża dziesięcioro, a potem setka, najpierw chcą przyjechać na wakacje, a potem się wprowadzić". Jeden z mieszkańców powiedział, że wrócił z Niemiec, bo bał się wychodzić na ulicę, gdyż wszędzie są muzułmanie. Cytaty ze spotkania organizacja przytoczyła na Facebooku. Burmistrz miejscowości Janos Fueloep uznał, że "ton tego spotkania był nie do przyjęcia" - poinformował węgierski portal Index. Burmistrz wyraził też zaniepokojenie atakami na jego osobę w sieciach społecznościowych. "Nie chcę się przyczyniać do wzrostu napięcia" - oznajmił, ogłaszając w środę wieczorem swą dymisję. Według Siewerta właścicielowi hotelu, który zgodził się przyjąć uchodźców, przebito opony w samochodzie i grożono mu śmiercią. "Znając obecną opinię publiczną, można się było tego spodziewać - powiedział Siewert. - Ale żałuję, że mieszkańcy nie dali uchodźcom nawet jednej szansy.(...) Rozumiem, że się boją, bo dokładnie taki jest cel propagandy rządu przez ostatnie dwa lata". Napływ nielegalnych imigrantów do Europy, w tym na Węgry, jest jednym z głównych wątków poruszanych przez przedstawicieli władz węgierskich od 2015 r., kiedy to do kraju nielegalnie przybyło ponad 391 tys. osób, zanim Węgry nie wzniosły ogrodzenia na swojej południowej granicy. Węgry przeprowadziły w październiku 2016 r. referendum ws. obowiązkowych kwot relokacji uchodźców, w którym pytanie brzmiało: "Czy chce Pan/Pani, by Unia Europejska mogła zarządzić, również bez zgody parlamentu, obowiązkowe osiedlanie na Węgrzech osób innych niż obywatele węgierscy?". 98,36 proc. tych, którzy oddali ważny głos, odpowiedziało na nie przecząco. Szef kancelarii premiera Węgier Viktora Orbana Janos Lazar zapytany na czwartkowej konferencji prasowej o sprzeciw mieszkańców Oecseny wobec przyjęcia uchodźców odparł: "Jesteśmy za to odpowiedzialni, także ja, że kiedy wypowiadamy się jako politycy, należy czynić wyraźne rozróżnienie miedzy imigrantami, nielegalnymi imigrantami a uchodźcami". Według niego, gdyby mieszkańcy "więcej wiedzieli o tym, kto przyjeżdża, być może nie doszłoby do zniszczeń". Ocenił jednak, że kampanie rządu dotyczące nielegalnej imigracji nie mają wpływu na takie incydenty jak ten w Oecseny. Na wiosnę br. rząd przeprowadził "narodowe konsultacje" pod hasłem "Powstrzymajmy Brukselę", których tematem była m.in. kwestia imigracji. Kolejne "konsultacje narodowe" mają się rozpocząć w październiku. Ich tematem będzie "plan (finansisty George’a) Sorosa", który według władz przewiduje m.in. przyjmowanie w Europie miliona imigrantów rocznie, ich obowiązkowe dzielenie między państwa członkowskie UE oraz likwidację ogrodzenia na południowej granicy Węgier. Orban ostrzegł w zeszłym tygodniu, że dotychczasowy napływ migrantów do Europy "był tylko rozgrzewką", a tymczasem polityka UE, która "nie broni swoich granic, tylko je otwiera", prowadzi do "cotygodniowych zamachów terrorystycznych, dramatycznego spadku poziomu bezpieczeństwa publicznego oraz zmiany demograficznego, wyznaniowego i kulturalnego oblicza Europy". Z Budapesztu Małgorzata Wyrzykowska