Remigiusz Półtorak, Interia: Jak pan przyjął zwycięstwo opozycyjnego kandydata Gergelya Karacsonya? Odbicie Budapesztu z rąk rządzącego niepodzielnie Fideszu to może być rzeczywiście początek zmian? Prof. Bogdan Góralczyk: - To duże zaskoczenie, ale nie tylko dlatego, że Karacsony został burmistrzem Budapesztu. Władza w większości z 23 dzielnic również dostała się w ręce opozycji. Zmiana jest więc ogromna, tym bardziej, że to pierwsza taka porażka Fideszu od 2010 roku. W poprzednich kadencjach tylko Szeged był w rękach opozycji, teraz już w dziesięciu większych miastach na Węgrzech stronnicy Orbana nie mają kontroli. Zresztą, premier Orban zwołał na środę i czwartek specjalne posiedzenie swojej partii nad Balatonem. Będzie wyciągał wnioski. Zaskoczenie jest w każdym razie bardzo duże. Sondaże przewidywały mniej więcej równowagę, tymczasem zwycięstwo opozycji jest zdecydowane. I jeszcze jedna ważna rzecz: w Radzie Miasta w Budapeszcie opozycja będzie miała większość. Mogą być teraz działania "odwetowe"? Np. Budapeszt może nie dostawać pieniędzy na inwestycje? Bo to rząd rozdziela dotacje dla samorządów. - W kampanii były takie zapowiedzi wyrażane wprost ze strony rządowej. Ale tuż przed wyborami Karacsony był w Brukseli i negocjował wsparcie finansowe niezależne od rządu. Oczywiście, w razie wygranej, która ostatecznie nastąpiła. Mamy więc zupełnie nową sytuację. Jak to będzie wyglądało w praktyce, jeszcze nie wiemy. Na razie wiadomo tyle, że mer Gyoru, który przyczynił się do porażki Fideszu - po tym, jak okazało się, że na prywatnym jachcie zorganizował orgię seksualną i wydostało się to do internetu - został natychmiast wyrzucony z partii. Choć, co ciekawe, wybory jednak ponownie wygrał. To też ciągle wiele mówi o tych mniejszych społecznościach na Węgrzech, poza Budapesztem. Ale w samej stolicy takie wyniki to też dowód, że jak opozycja połączyła siły, to była w stanie pokonać faworyta premiera Orbana. Symboliczne. - To jest główne przesłanie po tych wyborach. Również dla Polski. Węgierska opozycja była przez długie lata podzielona, rozproszkowana, kłócąca się. Wreszcie Gergely Karacsony został reprezentantem w zasadzie całego tego obozu, który przeciwstawiał się Fideszowi. Jobbik go nie atakował, zachowując raczej neutralność. Opozycja dostała za to duży bonus i powinna wyciągnąć z tego wnioski - że tylko wspólnym frontem da się przeciwstawić państwu, które zmajoryzowało wszystkie dziedziny życia na Węgrzech. Ale porozumienie nie było łatwe. - Opozycja nie mogła dogadać się latami. Teraz jednak zrozumiała, że jeśli nie będzie wspólnego frontu przeciwko Fideszowi - co zresztą podpowiadały sondaże - to nie ma żadnych szans na zwycięstwo. Odniesienie do Węgier pojawia się bez przerwy w polskiej polityce. - Trochę błędnie. W Polsce jest jednak jeszcze silne społeczeństwo obywatelskie, silne media niezależne. Na Węgrzech jest pod tym względem słabo. Przypomnijmy choćby, że z Budapesztu wyprowadzono częściowo do Wiednia Uniwersytet Środkowoeuropejski, że wyrugowano wiele zagranicznych fundacji, począwszy od norweskiej, że tak naprawdę jest tam jedna słaba telewizja opozycyjna i jedno radio, które ma zasięg tylko w Budapeszcie. Innymi słowy, nie ma dzisiaj równego porównania realiów polskich i węgierskich. Jednak nawet w wieczór wyborczy Grzegorz Schetyna nawiązał do Węgier, gdy mówił, że "nie będzie u nas Budapesztu". Wyszło niefortunnie, bo akurat wtedy wygrywał kandydat węgierskiej opozycji. - Bardzo niefortunnie. Schetyna się pomylił. Obawialiśmy się Budapesztu w Warszawie, a tymczasem wszystko wskazuje na to, że Warszawa jest w Budapeszcie. Role się odwróciły. Wybory na Węgrzech są zaplanowane dopiero w 2022 roku. Do tego czasu jeszcze wiele się zmieni. Tylko w jakim kierunku? - Na dzisiaj wiemy, że jest rysa na monolicie. Monopol władzy Fideszu został przerwany. Ciekawe będzie, jak władza zachowa się w nowych realiach. Dotychczas Fidesz dzielił opozycję, "kupował" ją. Pytanie jest też takie, czy utrzyma się wspólny front tego różnobarwnego przecież obozu opozycji. Znaków zapytania jest wiele, ale to, co stało się w Budapeszcie niewątpliwie trzeba uznać za duży zwrot, nawet jeśli chodzi "tylko" o wybory samorządowe. Rozmawiał: Remigiusz Półtorak