Kradzież ogromnej sumy okazała się dziecinnie łatwa. Złodziejem okazał się 37-letni Robert L. kierowca pancernej furgonetki, która przewoziła utarg z budapesztańskich przedsiębiorstw do banku centralnego. Okazało się, że firma odpowiedzialna za dostarczenie pieniędzy zbagatelizowała przepisy bezpieczeństwa i podczas przewozu w furgonetce znajdował się tylko jeden ochroniarz. Kierowca zatrzymał się w bocznej uliczce, wysłał konwojenta po papierosy, a sam odjechał w siną dal. Po kilkunastu minutach zatrzymał się w zaułku XVII dzielnicy Budapesztu, przerzucił z pomocą kolejnego kolegi worki z pieniędzmi do Volksvagena Passata i ulotnił się nie zatrzymywany przez nikogo. Przez kilka dni całe Węgry przeczesywały dziesiątki policjantów. Roberta L. poszukiwano międzynarodowym listem gończym. Szef budapeszteńskiej policji Tamas Toth przyznał jednak, że kierowca odnalazł się na terenie Węgier. Zatrzymano również jego kompana Petera V. Policja twierdzi, że część pieniędzy odzyskano.