Istvan Nyako, były deputowany Węgierskiej Partii Socjalistycznej (MSZP), powiedział, że grupa 15-20 mężczyzn fizycznie powstrzymała go od złożenia w przewidzianym czasie wniosku o referendum w Krajowym Urzędzie Wyborczym. Wniosek dotyczył niepopularnego wśród Węgrów prawa nakazującego zamykanie większości sklepów w tym kraju w niedzielę."Poczułem się sterroryzowany, zagrożony i zastraszony. Gdy próbowałem zgłosić swój wniosek, zostałem zablokowany i odepchnięty na bok" - powiedział Nyako w rozmowie z agencją AP. Według obowiązujących przepisów Urząd nie może zajmować się więcej niż jedną propozycją referendum w danej sprawie jednocześnie, dlatego też wśród osób i podmiotów chcących składać wnioski trwa wyścig o to, kto zrobi to jako pierwszy, jeśli poprzedni wniosek zostanie przez Urząd odrzucony. W ubiegłym roku Urząd zwrócił się do ministerstwa sprawiedliwości z prośbą o zmianę tej procedury, w odpowiedzi usłyszał jednak, że w najbliższej przyszłości rząd nie zamierza tego robić. Nyako podkreślił, że Krajowy Urząd Wyborczy powinien był sprawdzić, dlaczego napastnicy czekali w holu urzędu oraz czy powodem ich obecności nie był zamiar zablokowania wniosku. Zapowiedział, że złoży skargę w sprawie incydentu. "To nie jest system narodowej współpracy, lecz opresji" - dodał. Inne ugrupowania opozycyjne oraz Komitet Helsiński na Węgrzech również skrytykowały premiera Wiktora Orbana i policję za to zajście. Rządząca partia Fidesz odrzuciła krytykę, twierdząc, że socjaliści wykazali się "absolutną niekompetencją" i mieli na celu jedynie wywołanie skandalu.