Wywiad, którego inicjatywa wyszła podobno z Białego Domu, nadany w popularnym wieczornym programie publicystycznym "60 minutes", komentuje się w Waszyngtonie jako dyskretne poparcie Obamy dla ewentualnej kandydatury pani Clinton na prezydenta w wyborach w 2016 r. Kiedy prowadzący rozmowę dziennikarz zagadnął szefową dyplomacji o jej możliwe plany prezydenckie, Clinton odpowiedziała wymijająco. "Jestem jeszcze sekretarzem stanu, a więc jestem poza polityką" - powiedziała i dodała: "Nie mogę przewidzieć, co stanie się jutro albo nawet za rok". Jak zauważyli obserwatorzy, Clinton nie zaprzeczyła jednak, jakoby miała zamiar kandydować do Białego Domu. Poprzednio podkreślała, że nie ma takich planów. Obama, zapytany czy wspólny występ przed kamerami oznacza poparcie Hillary Clinton jako jego następczyni, roześmiał się i także nie odpowiedział wprost. "Wy z mediów jesteście niepoprawni... Przecież dopiero co była inauguracja (drugiej kadencji Obamy - PAP). Wybory są za cztery lata" - powiedział. Zwraca się uwagę, że Obama nigdy dotąd w wywiadzie telewizyjnym nie wystąpił razem z nikim innym poza własną żoną Michelle, a więc pani Clinton została w szczególny sposób wyróżniona. Obama był rywalem Clinton w prawyborach demokratycznych w 2008 r. Dochodziło wtedy między nimi do ostrych spięć. W wywiadzie oboje jednak podkreślali, że od dawna są już przyjaciółmi i świetnie im się współpracuje. W USA panuje opinia, że jeżeli Hillary Clinton zdecyduje się ubiegać w 2016 r. o urząd prezydenta, ma niemal zapewnioną nominację swej Partii Demokratycznej. Clinton jest bardziej popularna od Obamy - według ostatniego sondażu "Washington Post" i telewizji ABC News, 65 procent Amerykanów aprobuje jej poczynania jako sekretarza stanu. Chwali ją nawet wielu Republikanów, co w odniesieniu do prezydenta zdarza się w GOP rzadko. Ostatnio jednak pojawiły się sygnały, że ambicje przejęcia sukcesji po Obamie ma także wiceprezydent Joe Biden. Wskazywało na to m.in. - zdaniem komentatorów - jego zachowanie w czasie inauguracji drugiej kadencji prezydenta 21 stycznia, kiedy Biden bardzo eksponował swoją osobę. Podczas tradycyjnego przejazdu z Kapitolu do Białego Domu wiceprezydent wielokrotnie wysiadał z samochodu i podbiegał do pozdrawiających go na trasie ludzi ściskając im ręce. Biden ma poparcie lewego skrzydła Demokratów, które nie ufa Hillary Clinton. Jego akcje wzrosły ostatnio dzięki udanym w negocjacjom w Kongresie, gdzie wiceprezydentowi udało się skłonić Republikanów do kompromisu w sprawie klifu fiskalnego. Biden odgrywa też główną rolę w kampanii administracji o uchwalenie nowej ustawy o kontroli broni palnej. Wspólne wystąpienie Obamy z Clinton byłoby sygnałem dla Bidena, że nie może liczyć na poparcie prezydenta. Gwiazda Clinton jednak, zdaniem komentatorów, nieco zbladła po ataku terrorystycznym na konsulat amerykański w Bengazi 11 września 2012 roku, w którym zginął ambasador USA w Libii. W zeszłym tygodniu sekretarz stanu znalazła się w defensywie, kiedy wystąpiła na przesłuchaniach przed komisjami Kongresu w sprawie tego ataku. Republikanie zarzucają jej, że Departament Stanu pod jej kierownictwem nie zadbał o należytą ochronę placówki w Bengazi. W wywiadzie dla telewizji CBS zapytano Obamę i Clinton co uważają za największe sukcesy polityki zagranicznej rządu w ostatnich czterech latach. Prezydent wspomniał o rozbiciu Al-Kaidy i osłabieniu innych ugrupowań terrorystycznych. Prowadzący rozmowę zwrócił jednak uwagę, że szeroko rozpowszechniona jest opinia, iż pod rządami Obamy Stany Zjednoczone nie pełnią już tak silnej przywódczej roli na świecie, jak poprzednio. Prezydent zaprzeczył. "Muammar Kadafi chyba nie zgodziłby się z taką oceną" - powiedział, nawiązując do obalenia libijskiego dyktatora przez powstańców wspomaganych przez siły NATO z udziałem lotnictwa USA. Kiedy dziennikarz poruszył temat Syrii, gdzie Waszyngton krytykowany jest za nieudzielenie większej pomocy powstańcom, Obama też odpierał krytykę. "Czasami jest prawdą, że nie strzelamy z biodra... Trzeba działać, przewidując wszelkie konsekwencje działania" - wskazał. "Trzeba być ostrożnym. Nie zawsze można od razu dostrzec, co należy zrobić" - dodała Clinton. Obrońcy polityki administracji wobec kryzysu syryjskiego zwracają uwagę, że ostrożność Obamy wynika z niepewności, czy po ewentualnym obaleniu reżimu prezydenta Baszara el-Asada władzy w Syrii nie przejmą radykalni islamiści. Według doniesień z Syrii, wśród powstańców są ekstremiści z Al-Kaidy i innych ugrupowań islamistycznych.