Były kamerdyner księżnej Diany zadaje na łamach dziennika "The Sun" podstawowe pytanie - dlaczego księżna zdecydowała się podróżować po Paryżu o tak późnej porze i z jakiego powodu nie miała wówczas zapiętych pasów. W rozmowie podkreśla też, że wątpliwą jest teoria, iż kierowca limuzyny prowadził samochód pod wpływem alkoholu. Według niego, szofer Henri Paul był rozważny i nigdy też nie przekroczyłby dozwolonej prędkości. Według Burrella, ochroniarz Diany Trevor Rees-Jones, który jako jedyny przeżył wypadek, sprawdzał kierowcę i nigdy nie naraziłby Diany na takie niebezpieczeństwo. Z kolei portal express.co.uk podaje, że według badań toksykologicznych, dozwolona dawka alkoholu przekraczała u kierowcy normę trzykrotnie. Miało to być bezpośrednią przyczyną rozbicia się samochodu z księżną Dianą i jej partnerem Dodim Al-Fayedem w tunelu Pont de l'Alma w Paryżu.Brytyjski portal podkreśla, że we Francji restrykcyjnie podchodzi się do przepisów mówiących o prowadzeniu samochodu pod wpływem alkoholu, gdzie dozwolona dawka nie może przekraczać 0,5 promila alkoholu we krwi. Kamerdyner Paul Burrell, który służył księżnej przez 10 lat od 1987 r., oskarża śledczych o podmianę wyników badań, bo nie wierzy, że kierowca mógł cokolwiek wypić przed tym, jak usiadł za kierownicą. Przyznał również, że gdyby był na miejscu, księżna nadal by żyła.Księżna Walii zginęła w wypadku samochodowym w Paryżu, uciekając przed paparazzi. Kierowca Henri Paul i towarzysz księżnej Dodi Al-Fayed zginęli na miejscu. Ranną Dianę i ochroniarza Trevora Rees-Jones'a przewieziono do szpitala, gdzie w wyniku obrażeń wewnętrznych zmarła o godz. 4, w niedzielę 31 sierpnia 1997 r.Śmierć 36-letniej Diany odbiła się wielkim echem nie tylko w Wielkiej Brytanii, ale i na całym świecie. Diana była lubiana przez Brytyjczyków, udzielała się charytatywnie i stała się ikoną lat 90.