Sekretarz Stanu Stolicy Apostolskiej kard. Angelo Sodano w wypowiedzi dla gazety podkreślił, że przyjęty projekt ma charakter "jedynie prowizoryczny, jako że wiążące decyzje zapadną na konferencji w Salonikach (20 czerwca), a następnie w Rzymie". Watykański sekretarz stanu zwrócił uwagę, że uwzględnienie w konstytucji UE wzmianki o chrześcijańskim dziedzictwie jest "nie tyle hołdem dla Stolicy Apostolskiej, co uznaniem dla 80 procent Europejczyków, którzy wyznają chrześcijaństwo". Przedstawiciele włoskiego episkopatu, komentując projekt konstytucji, pozytywnie oceniają te jego fragmenty, które zawierają odniesienie do "wartości takich jak pokój, sprawiedliwość, wolność i solidarność". Zwracają oni jednak uwagę, że osiągnięty w sprawie konstytucji kompromis wynika z pozbawienia jej niektórych treści, a nie ze wzbogacenia dokumentu poprzez uwzględnienie w nim istotnych kwestii. We Włoszech podkreśla się, że wzmianki o judeo-chrześcijańskich korzeniach Europy domagają się nie tylko katolicy, ale również przedstawiciele innych wyznań. Inne stanowisko w dyskusji o uwzględnieniu w dokumencie europejskim wzmianki o chrześcijańskim dziedzictwie prezentuje natomiast popularny tygodnik "L'Espresso". Znany włoski publicysta Michele Serra komentuje w nim projekt konstytucji UE karykaturalnie wyolbrzymiając znaczenie wzmianki o chrześcijańskich korzeniach i przestrzega przed przejęciem w Europie władzy przez Kościoły. Prasa belgijska o kulisach konstytuanty UE Według dzisiejszej prasy belgijskiej, wiele spraw w Konwencie Europejskim, który przyjął wczoraj projekt przyszłej konstytucji Unii Europejskiej, rozstrzygało się za kulisami. Wszystkim kierował "żelazną ręką w aksamitnej rękawiczce" były prezydent Francji Valery Giscard d'Estaing, ale do pomocy przydzielono mu dwóch równie wytrawnych polityków i dyplomatów - byłych premierów Belgii chadeka Jeana-Luca Dehaenego i Włocha socjalistę Giuliano Amato. Według "La Libre Belgique", oficjalni delegaci Belgii często "błyszczeli swoją nieobecnością", ale "tradycyjne idee kraju były obecne w kręgach decyzyjnych (konwentu) dzięki realistycznemu byłemu premierowi, podczas gdy na sesjach plenarnych działała dynamiczna belgijska eurodeputowana Anne Van Lancker" (socjalistka reprezentująca Parlament Europejski). Jedną z kluczowych postaci był zupełnie niewidoczny w mediach sekretarz generalny konwentu, były brytyjski ambasador w UE John Kerr. Dziennik "Le Soir" pisze, że "otrzymywał instrukcje prosto z gabinetu (premiera Tony'ego) Blaira". Ale Giscard też utrzymywał częste i bezpośrednie kontakty z Londynem, mnożąc wizyty u Blaira. Cytowany przez "Le Soir" obserwator konwentu profesor Paul Magnette z Instytutu Studiów Europejskich Uniwersytetu w Brukseli zauważył, że Giscard powierzył delegatowi rządu brytyjskiego Peterowi Hainowi funkcję "przewodniczącego gabinetu cieni", czyli szefa opozycji w konwencie. To Hainowi często udzielał głosu jako jednemu z pierwszych w debacie, żeby zasygnalizował "granice, których nie wolno przekroczyć, i możliwe ustępstwa". Giscard wiedział, że dążąc do kompromisu "musi dopieszczać największych eurosceptyków i nie może atakować frontalnie wielkich. Jego drugim uprzywilejowanym partnerem była więc Hiszpania" - czytamy. Zdaniem profesora Magnette, zaczęło się od tego, że Madryt przewodniczył Unii, gdy Konwent zaczynał pracować w pierwszej połowie 2002 roku, a poza tym "europragmatyzm (premiera Jose Marii) Aznara sprawia, że nie pragnie on zbytnio posuwać się do przodu (w integracji europejskiej)". Ta "metoda Giscarda, skoncentrowana na wielkich państwach i przedstawicielach rządów" nie spodobała się delegatom małych państw i wielu zasiadającym w konwencie parlamentarzystom. Kiedy wydawało się, że nie uniknie otwartej frondy, na 10 dni przed zakończeniem prac konwentu były prezydent Francji nagle "okazał się bardziej otwarty na kompromis i przestał prowadzić grę wyłącznie w imieniu wielkich" - cytuje "Le Soir" źródła belgijskie w konwencie. Prasa belgijska nie wspomina nic o roli odegranej przez polskich delegatów, którzy - zwłaszcza ci z parlamentu - często skarżyli się, że ich wnioski nie są brane pod uwagę przez przewodniczącego. Co do samego projektu konstytucji, to "Le Soir" podsumowuje go następująco: "Solidny, ale bez nadzwyczajnego oddechu".