To jeszcze nie rewolucja, która zresztą nie jest w Kościele ani potrzebna, ani pożądana. Być może jest to jednak początek ewolucji watykańskiej nauki w sprawach szeroko rozumianej obyczajowości. A na tę czeka wielu wiernych, których zniechęciła wizja surowego i rygorystycznego Kościoła Jana Pawła II. "Mniejsze zło" - Benedykt XVI jest z całą pewnością konserwatystą, ale z pewnym otwarciem. Nie jest rygorystyczny. Bardziej jest duszpasterzem niż spokojnym i refleksyjnym uczonym i dlatego może sprawić światu niespodziankę. Tego, że nas zaskoczy, jestem pewien - mówił słynny dysydencki teolog Hans Kueng w rozmowie z włoską agencją prasową na dwa dni przed pierwszą rocznicą wyboru Benedykta XVI. I rzeczywiście - Kueng się nie pomylił. W wywiadzie dla niedzielnego dziennika "La Repubblica" przewodniczący Papieskiej Rady Duszpasterstwa Pracowników Służby Zdrowia kardynał Javier Lozano Barragan zapowiedział wydanie przez Watykan decyzji o dopuszczeniu używania prezerwatyw przez ludzi chorych na choroby zakaźne, m. in. AIDS. Przypomnijmy, że to sam kardynał Barragan wywołał temat rok temu, kiedy w jednym z wywiadów zapytany o to, czy żona człowieka chorego na AIDS ma prawo domagać się, żeby nałożył kondom, odparł: - Uważam, że ma do tego prawo. Tak, prawem żony jest domagać się, aby małżonek używał prezerwatywy. O tym, że w Kościele toczy się dyskusja na ten temat świadczą też ostatnie wypowiedzi hierarchów. W wywiadzie opublikowanym 21 kwietnia na łamach włoskiego tygodnika "L'Espresso" kardynał Carlo Maria Martini, emerytowany arcybiskup Mediolanu i główny rywal Josepha Ratzingera na ostatnim konklawe, powiedział, że w związku z plagą AIDS prezerwatywa jest niczym innym jak "mniejszym złem". - Małżonek dotknięty AIDS jest zobowiązany chronić swego partnera, a partner ten też musi się chronić - powiedział Martini. - Kwestia wszelako polega na tym, czy to władze kościelne powinny propagować ten środek obrony, bo gdyby to uczyniły, na dalszy plan zepchnęłyby inne metody moralnie dopuszczalne, jak na przykład wstrzemięźliwość - przekonywał. Oczywiście dopuszczenie używania prezerwatyw jako "mniejszego zła" w wyjątkowych wypadkach nie jest żadną rewolucją w Kościele. Dotyczy ona tylko prezerwatywy jako środka profilaktycznego chroniącego przed chorobą, nie zaś jako metody antykoncepcyjnej. Decyzja ta jest jednak ważnym sygnałem, że Kościół wreszcie odważył się podjąć szczególnie kontrowersyjną problematykę z pogranicza religii i współczesnej obyczajowości. I papież musi zdawać sobie sprawę z tego, że jego decyzja otwiera dyskusję o stosunku Kościoła do środków antykoncepcyjnych, a w dalszej perspektywie zapewne także innych spraw dotyczących szeroko pojętej obyczajowości, takich jak celibat księży czy nawet kapłaństwo kobiet. Dwie twarze Kościoła - Byłbym zadowolony, gdyby papież podjął zdecydowane kroki, by pomóc Kościołowi. Mam nadzieję, że zwoła sobór ekumeniczny, by omówić niektóre problemy, takie jak celibat kapłanów - mówił w cytowanym już wywiadzie dysydencki teolog Hans Kueng, znany ze swojego krytycznego stosunku wobec Watykanu. Uważa on jednak, że nie będzie to łatwe ze względu na dziedzictwo pozostawione przez Jana Pawła II, którego surowe decyzje w kwestiach moralności seksualnej - zdaniem teologa - zniechęciły wielu wiernych. - Wizja Kościoła surowego i rygorystycznego w sprawach seksualnego morale jest odrzucana przez olbrzymią większość katolików - ocenia Kueng. Zmiany nie leżą w naturze Kościoła, który ma być ostoją wartości w świecie relatywizmu moralnego. I na czele takiego surowego Kościoła stał Jan Paweł II. Ale decyzja o warunkowym dopuszczeniu prezerwatyw otwiera na nowo dyskusję starą jak sama historia Kościoła: na ile może on zmienić swoją naukę, by nadążać za duchem swoich czasów, ale jednocześnie nie sprzeniewierzyć się własnemu posłannictwu. I coraz więcej wskazuje na to, że na czele takiego otwartego Kościoła chce stanąć Benedykt XVI. Paweł Jurek