Tajny tunel wybudowano w latach 80. Znajdował się on pod wspólną pieczą FBI (Federalnego Biura Śledczego) i NSA (Narodowej Agencji Bezpieczeństwa). Stanowił, jak wskazywali przedstawiciele wywiadu USA, część programu podsłuchu personelu najpierw radzieckiej, a później rosyjskiej ambasady. Gazeta powołuje się na źródła w wywiadzie Stanów Zjednoczonych. Dzięki tunelowi i najnowszej aparaturze możliwy byłby podsłuch łączności z Moskwą oraz rozmów w samej ambasadzie. Rosyjska placówka budowana była przez wiele lat, ale zaczęto z niej w pełni korzystać dopiero w latach 90. Wcześniej doszło do pamiętnej awantury wokół rosyjsko-amerykańskich oskarżeń o próby zakładania podsłuchu w ambasadach. Nie wyklucza się, że Hanssen mógł być dla Rosjan źródłem wiedzy w tej sprawie. Rząd Stanów Zjednoczonych nigdy się do budowy tunelu nie przyznał. Prawdopodobnie jednak to wpadka w tej sprawie doprowadziła do śledztwa, którego ofiarą padł w 1994 roku inny szpieg. Jednak aresztowany nie był w stanie wszystkiego wyjaśnić, dlatego podejrzenia padają na Hanssena. Nie brak też opinii, że ze względów technicznych tunel okazał się całkowitą klapą i nie musiał się do tego przyczyniać żaden szpieg. Robert Philip Hanssen, który został aresztowany 20 lutego pod zarzutem szpiegostwa na rzecz Moskwy, miał, zdaniem swego byłego szefa z FBI, dostęp "do wszystkiego" i był jedną z niewielu osób w kontrwywiadzie, która "wiedziała wszystko". Władze amerykańskie nigdy nie ujawniły istnienia operacji "Tunel". W oświadczeniu FBI związanym ze sprawą zatrzymania Hanssena napisano jednak, że to przez niego spalił na panewce "cały drogi program techniczny, mający wielką wartość i znaczenie dla amerykańskiego rządu". "The New York Times" pisze, że to sformułowanie odnosi się właśnie do operacji związanej z tunelem pod budynkiem rosyjskiej ambasady. Operacja ta, jak się szacuje, kosztowała kilkaset milionów dolarów.