Agnieszka Waś-Turecka, Interia: Beata Szydło nie została wybrana na stanowisko przewodniczącej komisji zatrudnienia i spraw socjalnych Parlamentu Europejskiego. To porażka? Witold Waszczykowski, europoseł PiS, były minister spraw zagranicznych: - Wszystko jeszcze się toczy. Proces nominacji kandydatów na szefów komisji dopiero się rozpoczął. Będziemy rozmawiać, uzależniać... Czyli jest szansa, że Beata Szydło zostanie po raz kolejny zgłoszona na to stanowisko? - Na razie nie mogę powiedzieć. Proces i dyskusje trwają. Wszystkie opcje są możliwe. Natomiast dziś widzimy, że jest kolejne złamanie pewnych reguł. Do tej pory była honorowana zasada d’Hondta, czyli grupy polityczne były ustawiane pod względem wielkości i według tego otrzymywały stanowiska. Nie było takiej wojny ideologicznej, w której grupa lewicowo-liberalno-zielona zaczyna tworzyć jakiś krąg i nagle łamać zasady. Głosowano przeciwko Zdzisławowi Krasnodębskiemu. Teraz przeciw Beacie Szydło. To jest nowe zjawisko. Jaka jest jego przyczyna? - Szalejąca ideologia. Przez dwadzieścia kilka lat w Europie wytworzyła się lewicowo-liberalna ideologia, która zakładała, że kapitalizm liberalny zwyciężył. Uznano, że żadne inne idee w dyskursie politycznym nie będą istniały. Próbowano zatem wyeliminować ideologie skrajne, ale również partie konserwatywne, które stawiały na tradycyjne wartości. Teraz okazało się, że w Europie jest szereg partii, jak PiS czy Fidesz, które nie tylko przetrwały, ale zdobyły władzę i "mają czelność" pokazać alternatywny model rozwoju społeczno-gospodarczego, który przynosi sukces. Kandydatura pani premier nie przeszła, ale pana - na wiceprzewodniczącego komisji ds. zagranicznych - tak. Może zatem to nie jest żaden wielki front przeciw Prawu i Sprawiedliwości, ale konkretnie przeciwko pani premier? - W tej chwili trudno to ocenić. Będziemy jeszcze rozmawiać z innymi grupami i starać się sprawę wybadać. Jakie mechanizmy tutaj zadziałały - czy mechanizm osobistej niechęci czy głębszy mechanizm odwetu politycznego za sprzeciw wobec Fransa Timmermansa. Ryszard Legutko zapowiedział, że jeśli zasada d’Hondta nie zostanie zachowana przy podziale komisji, to EKR może nie poprzeć kandydatury Ursuli von der Leyen na szefową Komisji Europejskiej. - Mamy jeszcze czas i będziemy się zastanawiać. Jeśli Beata Szydło nie zostanie szefową komisji, to nie będzie poparcia dla Ursuli von der Leyen? - Nic więcej na ten temat nie mogę teraz powiedzieć. Rozmowy trwają. Wczoraj Ursula von der Leyen spotkała się z europarlamentarzystami z frakcji EKR. Jakie zrobiła wrażenie? - Osoby do bólu dyplomatycznej - mówiąc bardzo dyplomatycznie. Powiedziała coś konkretnego? - Unikała jak mogła konkretnych odpowiedzi. Zapytałem na przykład o opinię, którą słyszy się ostatnio, m.in. w Niemczech - że Donald Trump stanowi większe zagrożenie niż Władimir Putin. Stanowisko, które dla nas jest szokiem. I jak odpowiedziała kandydatka na szefową KE? - Mniej więcej tak, że ona zna Stany Zjednoczone i dobrze, że siedzimy po tej samej stronie. Natomiast w odniesieniu do Putina powiedziała, że znamy jej postawę wobec Rosji z czasów, gdy była ministrem obrony. Pojawił się temat praworządności? - Tak. Oczekiwaliśmy konkretnych deklaracji, co dalej z procedurą z art. 7. Odpowiedź padła wymijająca - że wszyscy będą traktowani jednakowo. Podsumowując - udało się Ursuli von der Leyen przekonać do siebie EKR? - Nie bardzo mamy alternatywę. Uważam, że należałoby ją poprzeć, ponieważ to kandydatka najbliżej naszego kręgu geograficznego i politycznego. Interesy polskie są mocno połączone z niemieckimi, np. w kwestiach gospodarczych. Liczymy, że ta wspólnota interesów będzie przeważała. Na szczycie Rady Europejskiej nie udało się przeforsować polityków z Europy Środkowo-Wschodniej, ale nie oznacza to, że polityków z naszego regionu nie będzie, bo będą komisarze. Tylko, że to nie jest zasługa kogokolwiek, ponieważ każdy kraj z automatu dostaje jednego komisarza. - Ale decydować o ich znaczeniu będzie portfolio, czyli zakres obowiązków konkretnych komisarzy. Tutaj od Ursuli von der Leyen będzie zależeć, by Europa Środkowo-Wschodnia była odpowiednio reprezentowana. Np. by z regionu był jeden z jej zastępców. Jak to jest, że rząd PiS uważa to, że szefową Komisji Europejskiej zostanie najprawdopodobniej niemiecka polityk, za swój sukces? Zwłaszcza, że rząd PiS nieraz mówił, że wpływ Niemiec na UE jest zbyt duży. - To dobre pytanie, na które nie ma łatwej odpowiedzi. Zbyt mocno stygmatyzowano nas jako środowisko antyniemieckie. Ursula von der Leyen to osoba, którą znamy, która wspierała sankcje antyrosyjskie, która miała dobre relacje z naszymi ministrami obrony. Nie udało się umieścić na wysokim stanowisku nikogo z naszej części Europy, dlatego musieliśmy wybierać z tych kandydatów, którzy byli dostępni. Poza tym będziemy mieli teraz czytelną sytuację. Do tej pory Niemcy rządziły w UE z tylnego siedzenia. Teraz będzie można ich rozliczać otwarcie i będą musieli wziąć się siebie odpowiedzialność. W kraju powoli narasta napięcie przed wyborami do parlamentu. Jakiej opozycji bardziej się pan obawia - zjednoczonej w jednej koalicji, czy bardziej podzielonej? - Nie lekceważymy nikogo. To jest decyzja opozycji, jak sobie ułożyć życie i jak z nami wygrać. My koncentrujemy się na swojej kampanii i rozmowach ze społeczeństwem, bo widzimy, że to najbardziej procentuje. Opozycja też teraz tego próbuje. - Ale oni chodzą po rynkach, sklepach. Idą z kamerą i robią event medialny. Myśmy robili spotkania w domach kultury, remizach. Siedzieliśmy z ludźmi często po kilka godzin po to, by tłumaczyć, co dzieje się w Polsce i na świecie. Teraz zrobimy tak samo. Agnieszka Waś-Turecka, Bruksela ***Zobacz też:Lewandowski: To świadectwo niechęci wobec polityków PiS