Rozmowy, które znajdują się na razie w fazie wstępnej, są kontynuacją spotkań przedstawicieli obu stron w Arabii Saudyjskiej, zakończonych rok temu. Po raz pierwszy - podkreślają anonimowe źródła gazety - przedstawiciele talibów są w pełni upoważnieni do negocjacji w imieniu tzw. Szury z Kwety, czyli organizacji talibow afgańskich mającej siedzibę w Pakistanie, oraz jej przywódcy, mułły Mohammada Omara. Oznacza to zmianę dotychczasowego nieprzejednanego stanowiska talibów, którzy poprzednio godzili się na rozmowy tylko pod warunkiem wycofania się z Afganistanu obcych wojsk. Obecnie Szura z Kwety rozmawia na temat ewentualnego porozumienia, na podstawie którego niektórzy liderzy talibów weszliby do rządu afgańskiego, a wojska USA i NATO wycofałyby się w uzgodnionym terminie. "Washington Post" pisze, że zgoda przywódców talibów na negocjacje wiąże się z tym, iż znajdują się oni pod presją bardziej radykalnych elementów w swoich szeregach, których nie są w stanie kontrolować. W rozmowach nie biorą jednak udziału reprezentanci ugrupowania Dżalaluddina Hakkaniego, talibów w Pakistanie znanych ze szczególnie brutalnych metod. Są oni celem ostatnich ataków amerykańskich za pomocą samolotów bezzałogowych w północno-zachodniej części Pakistanu. Na rozmowy z talibami nalegali podobno szczególnie przedstawiciele krajów europejskich uczestniczących w operacji NATO w Afganistanie. W lecie zaczęła popierać tę drogę administracja prezydenta Baracka Obamy, głównie z powodu braku sukcesów na froncie mimo zwiększenia liczby wojsk. "Sprowadza się to do tego, że Amerykanie popierają rozmowy z nieprzyjacielem, a w pewnych wypadkach może nawet w nich uczestniczą" - cytuje dziennik jednego z europejskich oficjeli zastrzegających sobie anonimowość. Chociaż rozmowy mogą napotkać sprzeciw opinii publicznej w USA - kontynuuje ten rozmówca - problem ten może zostać rozwiązany, jeżeli w wyniku negocjacji uda się zakończyć niepopularną wojnę.