Ko Yong Suk i jej mąż Ri Gang uciekli do Stanów Zjednoczonych 18 lat temu. Żyją pod przybranym nazwiskiem. Prowadzą pralnię chemiczną w Nowym Jorku. Mają troje dorosłych dzieci. Kiedy przylecieli do Ameryki, na dobry początek dostali od CIA 200 tys. dolarów. Za te pieniądze kupili dom, w którym mieszkają do dziś. Zmieniała pieluchy dyktatorowi W wywiadzie dla "Washington Post" Ko ujawnia, że Kim Dzong Un urodził się w 1984 roku, a nie, jak się spekuluje, w 1982 czy 1983. Ko jest tego pewna, ponieważ jeden z jej synów urodził się w tym samym czasie. "Obu zmieniałam pieluchy" - mówi ciotka przywódcy Korei Północnej. "Miał szansę wyrosnąć na normalnego człowieka" Spędziła z Kim Dzong Unem kilka lat w Szwajcarii, gdzie pod fałszywym nazwiskiem zdobywał wykształcenie. Jak opowiada, mieszkali w niewielkim domu, jak zwyczajna rodzina. Ko udawała, że jest matką Kima. Czasem robili wypady do Disneylandu pod Paryżem, na Lazurowe Wybrzeże czy na narty w szwajcarskie Alpy. - Zachęcałam go, by przyprowadzał do domu kolegów, bo chcieliśmy wieść zwyczajne życie. Robiłam przekąski dla dzieci. Jedli ciasta i bawili się klockami Lego - relacjonuje Ko. Ciotka Kim Dzong Una uważa, że miał szansę wyrosnąć na normalnego człowieka, gdyby nie ludzie, którzy otaczają go w Pjongjangu. Rodzina Kimów rządzi Koreą Północną żelazną ręką od ponad 70 lat. Obywatele poddawani są stałej kontroli. Niepokorni trafiają do obozów pracy, w których ludzie są torturowani i zabijani. Większość społeczeństwa żyje w biedzie, a duża część państwowych funduszy jest przeznaczana na zbrojenia, w tym program atomowy.