Felietonistka waszyngtońskiego dziennika zwraca uwagę, że w opracowaniach, w rocznicę historycznego wydarzenia, kładzie się nacisk na nierozwiązane problemy w krajach dawnego bloku sowieckiego, jak relatywne ubóstwo, resentymenty i kompleks niedoceniania przez Zachód. Tymczasem należy świętować bezprecedensowy sukces, ponieważ to, co jest dzisiaj, trzeba mierzyć miarą oczekiwań w 1989 roku. Nawet po zburzeniu muru wielu Niemców, w tym sama (obecna kanclerz) Angela Merkel - przypomina autorka - nie wierzyło w zjednoczenie Niemiec, a "kiedy przedstawiciele nowego demokratycznego rządu w Polsce pierwsi zgłosili pomysł rozszerzenia NATO, amerykańscy dyplomaci w Warszawie powiedzieli im, żeby o tym zapomnieć". "Większość tych, którzy snuli wtedy przewidywania, widzieli ciemną przyszłość. Wielu ekspertów przewidywało falę zaciekłego, gniewnego nacjonalizmu. Inni widzieli wzrost antysemityzmu i neonazizmu - Niemcy miały się stać Czwartą Rzeszą. Wielu na Zachodzie prewencyjnie protestowało przeciw polowaniu na czarownice, które mogłoby się rozpocząć przeciw byłym komunistom. Nikt dziś nie pamięta, że Lecha Wałęsę przedstawiano jako potencjalnego prawicowego demagoga" - pisze Applebaum. Przyznaje ona, że w regionie zdarzyło się "wiele strasznych rzeczy", jak wojna w byłej Jugosławii, ale podkreśla, że "trzon Europy Środkowej - Niemcy, Polska, Węgry, Słowacja, Czechy, kraje bałtyckie, Rumunia i Bułgaria - jest pokojowy i demokratyczny". "Więcej nawet: mieszkańcy Europy Środkowej są zdrowsi, zamożniejsi i bardziej zintegrowani z resztą kontynentu niż byli od stuleci" - czytamy w artykule. Publicystka "Washington Post" zwraca uwagę, że ówczesne czarne prognozy oznaczają także, iż historia regionu po 1989 roku mogła potoczyć się inaczej, gdyż proces, który potem nastąpił "nie był z góry przesądzony" i sukcesy "nie były zagwarantowane".