Drażliwa kwestia W Kongresie USA znajduje się kilka sprzecznych projektów ustaw mających rozwiązać problem nielegalnych imigrantów. Dominujący w Senacie Republikanie uzgodnili ostatnio kompromisowy plan pozwalający "nieudokumentowanym" przybyszom legalnie mieszkać i pracować. Ma on poparcie wielu Demokratów i w piątek zostanie poddany w Senacie pod tzw. próbne głosowanie. Plan, przedstawiony przez lidera republikańskiej większości senatora Billa Frista, jest kompromisem między zwolennikami szerszego otworzenia granic Ameryki dla imigrantów, a rzecznikami znacznych restrykcji imigracyjnych, głównie z kręgów prawicy. Ustalono w nim, że nielegalni imigranci przebywający w USA co najmniej pięć lat będą mogli z czasem uzyskać nie tylko prawo stałego pobytu, ale nawet obywatelstwo amerykańskie. Będą to mieli zagwarantowane, jeśli tylko udowodnią, że byli w tym czasie zatrudnieni, zapłacą karę i zaległe podatki oraz nauczą się angielskiego. Szacuje się, że na około 12 milionów nielegalnych imigrantów, aż 7 milionów mieszka w USA już ponad pięć lat. Według proponowanego planu, ci obcokrajowcy, którzy nielegalnie przebywali w USA mniej niż pięć lat, ale więcej niż dwa (ok. 3 milionów), będą musieli wyjechać do swojego kraju, ale mogą zaraz potem powrócić jako "pracownicy gościnni" do tymczasowej pracy przez sześć lat. Potem mogą się starać o obywatelstwo, ale bez gwarancji jego otrzymania. Wreszcie imigranci, którzy przebywają w USA krócej niż dwa lata (około 1 miliona), będą musieli wrócić do swej ojczyzny i stamtąd dopiero starać się o tymczasową pracę w Ameryce. Mimo różnic zdań między sobą, Republikanie uzgodnili ten plan, aby wytrącić argument Demokratom, że blokują uchwalenie potrzebnej reformy imigracyjnej. Poza planem legalizacji pobytu nielegalnych imigrantów, w ustawie mają się też znaleźć zapisy o uszczelnieniu granic przez zwiększenie liczby patroli granicznych i uproszczenie procedur deportacyjnych. "Próbne" głosowanie nad ustawą ma zdecydować o zakończeniu nad nią debaty i dołączania poprawek. Potrzeba do tego minimum 60 głosów na 100. "Nielegalni" mają dosyć Tymczasem meksykańscy imigranci opuszczają Kalifornię stawiając najbogatszy stan w sytuacji nie do pozazdroszczenia. W samym Los Angeles na ulice wyszło pół miliona ludzi, którzy coraz bardziej mają dość dotychczasowego traktowania. Na początku kwietnia tysiące imigrantów utworzyło w Nowym Jorku długą na ponad 1,5 km kolumnę, maszerując przez Most Brooklyński z flagami kilkunastu krajów w proteście przeciwko przygotowywanym zmianom przepisów imigracyjnych. - Przyszliśmy, żeby powiedzieć, że jesteśmy tutaj - powiedział George Criollo, który do Nowego Jorku przyjechał dziesięć lat temu z Cuenca w Ekwadorze. - Musimy przemówić, legalnie czy bezprawnie. Musimy o tym mówić. Impulsem do bezprecedensowych protestów była zeszłoroczna ustawa Izby Reprezentantów. W projekcie forsowanym przez republikańskiego senatora Jima Sensenbrennera nie było żadnego planu legalizacji pobytu nielegalnych imigrantów. Co więcej, ustawa przewidywała budowę muru na odcinku południowej granicy z Meksykiem i zaostrzenie kar dla pracodawców za zatrudnianie cudzoziemców bez prawa pracy. Kiedy nad ustawą, która nielegalnych imigrantów traktowała w praktyce jak przestępców, zaczął debatować senat, imigranci postanowili zawalczyć o swoje. I udało im się wprowadzić pewne korzystne dla nich zmiany. Nic w tym dziwnego, ponieważ 12 milionów ludzi to spora siła perswazji. Nielegalni pracownicy są potrzebni amerykańskiej gospodarce do takiego stopnia, że przy zatrudnianiu pracodawcy nawet nie sprawdzają ich papierów. Według niektórych wyliczeń stanowią oni ok. 5 proc. zatrudnionych. Podejmują prace, od których uciekają Amerykanie - na budowach, w szwalniach, czy w hotelach. Nie przeszkadza im fakt, że często pracują po 16 godzin dziennie, mieszkają w koszmarnych warunkach. Oni wiedzą, że takie życie w Ameryce i tak jest o wiele lepsze niż powrót do domu. Połowa z nielegalnych imigrantów to Meksykanie, a aż trzy czwarte ich ogólnej liczby pochodzi z Ameryki Łacińskiej. Oczywiście wśród przybyszów nie brakuje Polaków, Rosjan, czy Chińczyków. Polscy "wahadłowcy" Wśród imigrantów oddzielną kategorię stanowią osoby z wizami turystycznymi. Szczególnie Polacy wyjeżdżają w ten sposób do Stanów Zjednoczonych. Co prawda łamią oni przepisy emigracyjne podejmując pracę, ale nie są uwzględniani w statystykach, bo nie przekraczają terminu pobytu w USA. Tzw. wahadłowcy stanowią ok. połowę wszystkich Polaków szukających pracy na czarno. Można by ukrócić ten proceder znosząc całkowicie wizy dla polskich obywateli, ale wydaje się to być bardzo odległe. Gdyby Polskę włączono do programu ruchu bezwizowego, obejmującego na razie tylko 27 państw, jej obywatele mogliby przyjeżdżać do USA bez wiz na 60 dni w celu turystycznym, odwiedzenia rodziny lub załatwienia interesów. Nikt w amerykańskiej administracji nie wierzy jednak, że później wracaliby oni "grzecznie" do domu. Według tygodnika Newsweek zwycięstwo imigrantów może okazać się pyrrusowe, ponieważ nowa ustawa imigracyjna nie musi stać się obowiązującym prawem. W tym momencie nikt nie jest w stanie powiedzieć kiedy jej postanowienia wejdą w życie. Jakub Kwiatkowski