Przed paroma miesiącami media obiegła informacja o młodej kobiecie, która porzuciła wygodne życie studentki w Kopenhadze i wyruszyła na Bliski Wschód, żeby walczyć w Syrii i Iraku z dżihadystami z samozwańczego Państwa Islamskiego. Czym 23-latka podpadła władzom? Okazało się, że po powrocie z terenów objętych konfliktem zbrojnym otrzymała 12-miesięczny zakaz dalekich podróży, żeby nie wrócić w miejsca, gdzie toczy się wojna. Joanna Palani złamała ten zakaz, podróżując w czerwcu do Kataru. Młodej kobiecie grozi nawet kara pozbawienia wolności. Jej adwokat Erbil Kaya nie kryje oburzenia, dlaczego władze są surowsze dla osób, które walczyły po tej samej stronie co duńscy żołnierze i siły koalicji niż dla skruszonych byłych dżihadystów. "Wstyd. Jesteśmy pierwszym krajem na świecie, który karze osobę za walkę po stronie sił koalicji. Uderzenie w nią jest hipokryzją. Dlaczego nie uderzymy w osoby, które walczą dla Państwa Islamskiego, a nie w te, które są po stronie Danii? To nie ma sensu" - cytuje adwokata "The Guardian". Urodzona w obozie dla uchodźców Zapytacie, dlaczego jego klientka zostawiła wygodne życie i pojechała na Bliski Wschód? Otóż Joanna jest córką i wnuczką Peszmergów, Kurdyjką urodzoną w obozie dla uchodźców w irackim Ramadi w 1993 roku. Jej rodzina została zmuszona do ucieczki w trakcie wojny w Zatoce Perskiej. Była małym dzieckiem, kiedy trafili do Kopenhagi. Po powrocie z Syrii i Iraku opowiadała nie tylko o swoich sukcesach w walce z dżihadystami. Wiele miejsca poświęciła okrucieństwu, jakie niesie za sobą wojna i bestialstwo Państwa Islamskiego.